Kolejny zamek z „Wielkiej
czwórki” to Caernarfon. Jest interesującym przykładem tego, jak
architektura może stać się narzędziem propagandowym władcy,
służącym mu do uzasadnienia sprawowanej władzy, wykazania jej
historycznej ciągłości i usprawiedliwienia podbojów. Tego rodzaju
ideologiczny przekaz miał dla monarchy równie duże znaczenie co
pozostająca do jego dyspozycji brutalna wojskowa siła. W
feudalizmie – epoce bijących w oczy społecznych nierówności –
kwestia posiadania legitymacji dla sprawowanej władzy miała
olbrzymie znaczenie. Zapewniał ją w dużej mierze Kościół,
według którego król był namaszczonym przez Boga ziemskim
namiestnikiem, któremu podlegały doczesne sprawy świeckie, a bunt
przeciwko seniorowi równał się wystąpieniu przeciwko porządkowi
boskiemu (król – niepodzielnie włada, rycerze – walczą,
duchowni – modlą się, chłopi – ciężko pracują by utrzymać
całą resztę – tzw. „piramida feudalna”). Stąd też
charakterystyczne dla epoki dążenie do współpracy instytucji
świeckich i duchownych, obie strony zdawały sobie bowiem sprawę z
tego, że od tej harmonii zależy utrzymanie całej struktury
społecznej. Mimo to ciągle wybuchały na tym tle spory, czego
najwymowniejszym przykładem był konflikt między papiestwem a
cesarstwem.
Doskonałym uzasadnieniem dla
sprawowanej władzy była nie tylko religia, ale kiedy to tylko było
możliwe, nawiązanie do przeszłości, aby wykazać, że obecnie
sprawowane rządy są zwyczajną kontynuacją – a może nawet
odrodzeniem - minionej chwały. Budowa zamku w Caernarfon posłużyć
miała m. in. temu właśnie celowi. Okolica ze względu na
strategiczne położenie (nad cieśniną Menai, która oddzielała
Walię właściwą od wyspy Anglesey) zwróciła już wcześniej
uwagę rozlicznych pretendentów do objęcia zasięgiem swej władzy
całych Wysp Brytyjskich. Ponad tysiąc lat wcześniej w tej samej
okolicy Rzymianie wybudowali fort Segontium. Dziś pozostały po nim
już tylko fundamenty, jednak w czasach Edwarda I z pewnością
stanowił on jeszcze ruinę pozwalającą rozpalić wyobraźnię i
przywołać echa chwały najpotężniejszego imperium w dziejach.
Również kolejni zdobywcy – Normanowie – umocnili się w tej
okolicy budując zamek w końcu XI wieku.
Nic
więc dziwnego, że zająwszy Caernarfon w 1283 r. Edward postanowił
wybudować tutaj zamek, który będzie spełniał zarówno funkcje
centrum administracyjnego jak również nada się na królewską
rezydencję. Choć w zasadniczych założeniach obronnych zamek ten
nie różni się bardzo od pozostałych, to jednak dostrzeżemy w nim
pewne subtelne detale, które sprawiają, że jest jednak jedyny w
swoim rodzaju. Wieże mają kształt wieloboczny a nie okrągły, a
wzdłuż muru widoczne są ornamenty z kolorowych kamieni. Tego
rodzaju rozwiązania nie są typowe dla Wysp Brytyjskich i przywołują
na myśl słynny mur Teodozjusza w Konstantynopolu. Bardzo możliwe,
że Edward, (który sam przecież wziął udział w krucjacie)
zapoznał się z opisem zdobycia tego miasta przez Wenecjan podczas
czwartej krucjaty (chociażby czytając dzieło Villehardoin'a „La
Conquête de Constantinople”). Możliwe też, że jeden z
królewskich dowódców, Sir William de Cicon, konstabl zamku
Rhuddlan a później zamku Conwy, był w Konstantynopolu i
zasugerował, by podczas budowy nowego zamku czerpać wzory z
cesarskiej stolicy.
Możemy też doszukać się innych związków –
Konstantyn I Wielki, założyciel Konstantynopola został przecież
ogłoszony augustem na ziemi angielskiej (w Yorku, w 306 roku naszej
ery) i postrzegany był jako ten, który zjednoczył ziemie
znajdującego się w kryzysie rzymskiego imperium, a to samo próbował
teraz zrobić na ziemi brytyjskiej Edward I pod sztandarami dynastii
Plantagenetów podporządkowując sobie Szkotów oraz Walijczyków. Z
fortem w Segontium wiąże się też postać innego cesarza –
uzurpatora Magnusa Maximusa, który tutaj właśnie został obwołany
cesarzem przez legiony. W literackiej tradycji przetrwało jego imię
– średniowieczny walijski poemat „Maxen Wledig” opisywał sen
Maksimusa, który wyprawił się w walijskie góry aby u ujścia
rzeki odnaleźć wspaniałe ufortyfikowane miasto o wielobarwnych
wieżach i z tronem z kości słoniowej, nad którym przysiadły dwa
orły.1
1Paul
Johnson, op.cit., s.116
Edward
ochoczo podchwycił ten motyw i wykorzystał w ostatecznym projekcie
zamku: Orla Wieża (eagle tower) zwieńczona została trzema
pomniejszymi wieżyczkami a na każdej z nich przysiadła rzeźba
kamiennego orła. Z relacji osiemnastowiecznego podróżnika znamy
zaś opowieść o tym, że Edward odnalazł w ruinach starożytnego
Segontium prawdziwy, antyczny posąg orła i potraktował go jako
dowód na łączność między jego panowaniem a dawnymi czasami. Czy
było to nadużycie dla celów propagandowych? Zapewne tak, ale
przecież niemal każde pretendujące do wielkości imperium w
dziejach, które pragnęło uzasadnić swoją terytorialną ekspansję
nawiązywało w pewnym momencie do starożytnego Rzymu. Faszystowskie
Włochy Mussoliniego to najnowszy tego przykład, ale podobnie robił
chociażby Karol Wielki, Napoleon, czy w czasach współczesnych
Edwardowi I - Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego. I
nawet jeżeli tylko legenda mogła podeprzeć tego rodzaju
roszczenia, które świadczyły raczej o górnolotnych ambicjach i
megalomanii niż były rzeczywistym świadectwem potęgi, to jednak
nie zniechęcało to nigdy kolejnych kandydatów do czerpania owoców
starożytnej schedy. A zresztą – czyż rosnąca w potęgę rzymska
republika i jej wodzowie nie czynili podobnie? Czyż nie spoglądali
z podziwem na podboje Aleksandra Wielkiego uważając się za
jedynych prawowitych dziedziców spuścizny po kulturze helleńskiej,
na których spoczywa misja rozszerzenia wpływów tej cywilizacji na
cały świat, tak jak to wcześniej Aleksander uczynił w Azji
Mniejszej? Czym zaś inspirował się Aleksander? Z pewnością
fascynował go ogrom Imperium Perskiego, które sam miał później
rzucić na kolana, ale przede wszystkim żył mitem homeryckim i
przez całe swoje życie usiłował doścignąć ideał bohaterów
wojny trojańskiej. W ten sposób koło się zamyka – legenda i
mit, które są impulsem dla działania realnych ludzi kształtujących
dzieje mają niesamowitą moc przekształcania rzeczywistości
historycznej w mity nowe, po to tylko, by znowu napędzać historię.
W dzisiejszych racjonalnych i empirycznych czasach usilnie próbujemy
uwolnić się od mitu, ale powinniśmy zadać sobie pytanie: czy
naprawdę tego chcemy i czy potrafimy to zrobić?
1Arnold
Taylor, op.cit., s. 10
Nie
zapominajmy jednak, ze ta imponująca konstrukcja miała przede
wszystkim znaczenie militarne. Dwie masywne bramy, dziewięć wież,
blanki, machikuły, otwory dla kuszników, most zwodzony, fosa,
opuszczane żelazne kraty – wszystkie nowinki sztuki oblężniczej
znalazły tu zastosowanie. Wysoka na 36 metrów Orla Wieża posiadała
w owym czasie własną bramę wodną oraz dok, co zapewniało drogę
ucieczki oraz pozwalało na zaopatrywanie obrońców drogą morską,
nawet gdyby reszta zamku wpadła już w ręce wroga. Podobnie jak
Conwy, twierdza zdała egzamin bojowy. W 1401 r. Owen Glendower
stracił 300 ludzi podczas bezskutecznego szturmu. Próbował
ponownie w 1402 i 1403 r., ostatnim razem z użyciem ciężkiego
sprzętu oblężniczego, ale został odparty przez garnizon liczący
zaledwie 28 ludzi. 1
na tym właśnie polega siła perfekcyjnie skonstruowanego zamku –
nic nie jest w stanie mu się oprzeć.
1Paul
Johnson, op.cit., s. 117
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz