sobota, 7 marca 2020

Cz.3 opowieści o żelaznym pierścieniu, czyli zamek w Caernarfon.


Kolejny zamek z „Wielkiej czwórki” to Caernarfon. Jest interesującym przykładem tego, jak architektura może stać się narzędziem propagandowym władcy, służącym mu do uzasadnienia sprawowanej władzy, wykazania jej historycznej ciągłości i usprawiedliwienia podbojów. Tego rodzaju ideologiczny przekaz miał dla monarchy równie duże znaczenie co pozostająca do jego dyspozycji brutalna wojskowa siła. W feudalizmie – epoce bijących w oczy społecznych nierówności – kwestia posiadania legitymacji dla sprawowanej władzy miała olbrzymie znaczenie. Zapewniał ją w dużej mierze Kościół, według którego król był namaszczonym przez Boga ziemskim namiestnikiem, któremu podlegały doczesne sprawy świeckie, a bunt przeciwko seniorowi równał się wystąpieniu przeciwko porządkowi boskiemu (król – niepodzielnie włada, rycerze – walczą, duchowni – modlą się, chłopi – ciężko pracują by utrzymać całą resztę – tzw. „piramida feudalna”). Stąd też charakterystyczne dla epoki dążenie do współpracy instytucji świeckich i duchownych, obie strony zdawały sobie bowiem sprawę z tego, że od tej harmonii zależy utrzymanie całej struktury społecznej. Mimo to ciągle wybuchały na tym tle spory, czego najwymowniejszym przykładem był konflikt między papiestwem a cesarstwem.





Doskonałym uzasadnieniem dla sprawowanej władzy była nie tylko religia, ale kiedy to tylko było możliwe, nawiązanie do przeszłości, aby wykazać, że obecnie sprawowane rządy są zwyczajną kontynuacją – a może nawet odrodzeniem - minionej chwały. Budowa zamku w Caernarfon posłużyć miała m. in. temu właśnie celowi. Okolica ze względu na strategiczne położenie (nad cieśniną Menai, która oddzielała Walię właściwą od wyspy Anglesey) zwróciła już wcześniej uwagę rozlicznych pretendentów do objęcia zasięgiem swej władzy całych Wysp Brytyjskich. Ponad tysiąc lat wcześniej w tej samej okolicy Rzymianie wybudowali fort Segontium. Dziś pozostały po nim już tylko fundamenty, jednak w czasach Edwarda I z pewnością stanowił on jeszcze ruinę pozwalającą rozpalić wyobraźnię i przywołać echa chwały najpotężniejszego imperium w dziejach. Również kolejni zdobywcy – Normanowie – umocnili się w tej okolicy budując zamek w końcu XI wieku.






Nic więc dziwnego, że zająwszy Caernarfon w 1283 r. Edward postanowił wybudować tutaj zamek, który będzie spełniał zarówno funkcje centrum administracyjnego jak również nada się na królewską rezydencję. Choć w zasadniczych założeniach obronnych zamek ten nie różni się bardzo od pozostałych, to jednak dostrzeżemy w nim pewne subtelne detale, które sprawiają, że jest jednak jedyny w swoim rodzaju. Wieże mają kształt wieloboczny a nie okrągły, a wzdłuż muru widoczne są ornamenty z kolorowych kamieni. Tego rodzaju rozwiązania nie są typowe dla Wysp Brytyjskich i przywołują na myśl słynny mur Teodozjusza w Konstantynopolu. Bardzo możliwe, że Edward, (który sam przecież wziął udział w krucjacie) zapoznał się z opisem zdobycia tego miasta przez Wenecjan podczas czwartej krucjaty (chociażby czytając dzieło Villehardoin'a „La Conquête de Constantinople”). Możliwe też, że jeden z królewskich dowódców, Sir William de Cicon, konstabl zamku Rhuddlan a później zamku Conwy, był w Konstantynopolu i zasugerował, by podczas budowy nowego zamku czerpać wzory z cesarskiej stolicy. 
Możemy też doszukać się innych związków – Konstantyn I Wielki, założyciel Konstantynopola został przecież ogłoszony augustem na ziemi angielskiej (w Yorku, w 306 roku naszej ery) i postrzegany był jako ten, który zjednoczył ziemie znajdującego się w kryzysie rzymskiego imperium, a to samo próbował teraz zrobić na ziemi brytyjskiej Edward I pod sztandarami dynastii Plantagenetów podporządkowując sobie Szkotów oraz Walijczyków. Z fortem w Segontium wiąże się też postać innego cesarza – uzurpatora Magnusa Maximusa, który tutaj właśnie został obwołany cesarzem przez legiony. W literackiej tradycji przetrwało jego imię – średniowieczny walijski poemat „Maxen Wledig” opisywał sen Maksimusa, który wyprawił się w walijskie góry aby u ujścia rzeki odnaleźć wspaniałe ufortyfikowane miasto o wielobarwnych wieżach i z tronem z kości słoniowej, nad którym przysiadły dwa orły.1
1Paul Johnson, op.cit., s.116






Edward ochoczo podchwycił ten motyw i wykorzystał w ostatecznym projekcie zamku: Orla Wieża (eagle tower) zwieńczona została trzema pomniejszymi wieżyczkami a na każdej z nich przysiadła rzeźba kamiennego orła. Z relacji osiemnastowiecznego podróżnika znamy zaś opowieść o tym, że Edward odnalazł w ruinach starożytnego Segontium prawdziwy, antyczny posąg orła i potraktował go jako dowód na łączność między jego panowaniem a dawnymi czasami. Czy było to nadużycie dla celów propagandowych? Zapewne tak, ale przecież niemal każde pretendujące do wielkości imperium w dziejach, które pragnęło uzasadnić swoją terytorialną ekspansję nawiązywało w pewnym momencie do starożytnego Rzymu. Faszystowskie Włochy Mussoliniego to najnowszy tego przykład, ale podobnie robił chociażby Karol Wielki, Napoleon, czy w czasach współczesnych Edwardowi I - Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego. I nawet jeżeli tylko legenda mogła podeprzeć tego rodzaju roszczenia, które świadczyły raczej o górnolotnych ambicjach i megalomanii niż były rzeczywistym świadectwem potęgi, to jednak nie zniechęcało to nigdy kolejnych kandydatów do czerpania owoców starożytnej schedy. A zresztą – czyż rosnąca w potęgę rzymska republika i jej wodzowie nie czynili podobnie? Czyż nie spoglądali z podziwem na podboje Aleksandra Wielkiego uważając się za jedynych prawowitych dziedziców spuścizny po kulturze helleńskiej, na których spoczywa misja rozszerzenia wpływów tej cywilizacji na cały świat, tak jak to wcześniej Aleksander uczynił w Azji Mniejszej? Czym zaś inspirował się Aleksander? Z pewnością fascynował go ogrom Imperium Perskiego, które sam miał później rzucić na kolana, ale przede wszystkim żył mitem homeryckim i przez całe swoje życie usiłował doścignąć ideał bohaterów wojny trojańskiej. W ten sposób koło się zamyka – legenda i mit, które są impulsem dla działania realnych ludzi kształtujących dzieje mają niesamowitą moc przekształcania rzeczywistości historycznej w mity nowe, po to tylko, by znowu napędzać historię. W dzisiejszych racjonalnych i empirycznych czasach usilnie próbujemy uwolnić się od mitu, ale powinniśmy zadać sobie pytanie: czy naprawdę tego chcemy i czy potrafimy to zrobić?



 Dowodem na to, jak bardzo zależało Edwardowi na tym, by symboliczny status zamku Caernarfon wsparł legitymistyczne dążenia jego dynastii stały się narodziny jego syna, 25.04.1284. Król dołożył starań, by narodziny miały miejsce właśnie w tym zamku, chociaż nie był on jeszcze skończony i królowa z pewnością bardziej komfortowo czułaby się w Rhuddlan. Królewskie szaty zostały specjalnie na tą okazję przysłane z Londynu.1 Zgodnie z tradycyjnym przekazem monarcha wyprowadził wówczas w pole walijskich wielmożów, łudzących się jeszcze, że władza pozostanie w rękach rodzimej dynastii, nawet jeżeli ograniczonej do roli marionetek. Edward I miał im obiecać, że ich przyszły książę będzie „zrodzony w Walii i słowa nie będzie znał po angielsku”. Rzeczywiście – przyszły Edward II przyszedł na świat w sercu walijskiej ziemi, na zamku Caernarfon i jako niemowlę nie był w stanie wypowiedzieć czy zrozumieć choćby jednego słowa po angielsku (ani też po walijsku, ani też w żadnym innym języku świata – no cóż, noworodki tak już mają). Od tego czasu aż po dzień dzisiejszy każdy jeden następca angielskiego tronu nosi tytuł księcia Walii.

1Arnold Taylor, op.cit., s. 10


 Propagandowe zabiegi Edwarda I przyniosły skutek – upłynęły stulecia i kilkakrotnie zmieniły się dynastie panujące, jednak status Caernarfon pozostał jako tradycyjne miejsce przyjmowania królewskiej inwestytury przez księcia Walii. W 1911 r. pochodzący z Walii minister David Lloyd George, późniejszy premier Wielkiej Brytanii (zapamiętany negatywnie przez Polaków przede wszystkim jako ten, który starał się jak najbardziej ograniczyć zasięg terytorialny odradzającego się państwa podczas konferencji w Wersalu) doprowadził do odrodzenia średniowiecznego ceremoniału, kiedy to w pełnej splendoru uroczystości inwestyturę przyjął przyszły król Edward VIII. W 1969 r. zaś na zamku Caernarfon koronę księcia Walii przyjął z rąk Elżbiety II dwudziestoletni książę Karol. W murach zamku zebrało się na tą okazję 4000 szacownych gości, a na ulicę miasta wyległo ok. 90 000 ludzi. Było to wielkie wydarzenie telewizyjne – transmisję BBC z uroczystości miało obejrzeć 500 milionów telewidzów na całym świecie, w tym 19 milionów w Wielkiej Brytanii. Znaczenie zamku Caernarfon zostało ostatecznie przypieczętowane.






Nie zapominajmy jednak, ze ta imponująca konstrukcja miała przede wszystkim znaczenie militarne. Dwie masywne bramy, dziewięć wież, blanki, machikuły, otwory dla kuszników, most zwodzony, fosa, opuszczane żelazne kraty – wszystkie nowinki sztuki oblężniczej znalazły tu zastosowanie. Wysoka na 36 metrów Orla Wieża posiadała w owym czasie własną bramę wodną oraz dok, co zapewniało drogę ucieczki oraz pozwalało na zaopatrywanie obrońców drogą morską, nawet gdyby reszta zamku wpadła już w ręce wroga. Podobnie jak Conwy, twierdza zdała egzamin bojowy. W 1401 r. Owen Glendower stracił 300 ludzi podczas bezskutecznego szturmu. Próbował ponownie w 1402 i 1403 r., ostatnim razem z użyciem ciężkiego sprzętu oblężniczego, ale został odparty przez garnizon liczący zaledwie 28 ludzi. 1 na tym właśnie polega siła perfekcyjnie skonstruowanego zamku – nic nie jest w stanie mu się oprzeć.
1Paul Johnson, op.cit., s. 117







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szkockie oświecenie, cz.2 - filozofowie.

We wczesnym okresie swojej kariery Hume poświęcił kwestii cudów rozdział w swoim dziele „Badania dotyczące ludzkiego rozumu”. Można by prz...