piątek, 21 lutego 2020

Żelazny pierścień Edwarda I, cz.1


Żelazny pierścień Edwarda I

Król Edward I (1239-1307) pretenduje do miana jednego z najbardziej energicznych i skutecznych angielskich monarchów w średniowieczu. W masowej wyobraźni zakorzenił się przede wszystkim jako "Młot na Szkotów" i to właśnie ten przydomek wykuty został na jego grobowcu w opactwie Westminster w Londynie. Niestrudzony wojownik – wziął udział w krucjacie (1270-1272) a w późniejszych latach wytrwale toczył kampanie nie tylko przeciw Szkotom, ale także przeciw Walijczykom i Francuzom1.
Przydomki – nawet te królewskie - mają to do siebie, że nie można ich sobie zagwarantować królewskim edyktem i nawet władza absolutna nie jest w stanie zawładnąć osądami potomnych oraz dziejopisów – upływ czasu oraz ludzka pamięć skutecznie weryfikują zapędy każdego megalomana. Gdyby było inaczej – każdy jeden władca figurowałby w kronikach jako „Wielki i Potężny”. Przydomek charakteryzuje nie tylko jego właściciela, ale też mówi wiele o kryteriach, którymi opiniotwórcy minionych czasów posługiwali się dla ostatecznego, syntetycznego scharakteryzowania swojego seniora. Często dotyczyły one cech i spraw zaskakująco przyziemnych i małostkowych. „Gruby”, Łysy”, „Mały”, „Łokietek”, „Krzywousty”, „Widłobrody”, „Rudobrody”- te i wiele wiele innych przydomków („nicków” - jak powiedziałoby pokolenie Internetu) były często kalumniami, bo chyba żaden władca nie chciałby zapisać się w pamięci potomnych z powodu jakiejś swojej fizycznej cechy (często ułomności), na którą przecież nie miał żadnego wpływu... Są jednak władcy, którzy zasłużyli sobie na szlachetniejsze przydomki: „Wielki”, „Szczodry”, „Sprawiedliwy”, „Święty”, „Mądry”, „Śmiały”. Takie epitety są zdecydowanie bardziej pożądane, odnoszą się do cech charakteru i zdają się pełniej określać człowieka. Musimy być jednak ostrożni i nigdy nie polegać na takich skrótowych charakterystykach, jakie przetrwały do naszych czasów. Są one skutkiem setek lat pracy propagandzistów na żołdzie rozmaitych politycznych obozów, a najczęściej zwykłym vox populi. Nawet dzisiaj oceniamy polityków przez pryzmat ich cech fizycznych i trudno jest się wyzwolić z takiej optyki. Ludzie prędzej zapamiętają, że ktoś jest przystojny, brzydki, rudy, gruby, łysy, długowłosy, wysoki, mały lub szczerbaty niż zwrócą uwagę na jego poglądy. Pamiętajmy, że takie same mechanizmy działały w średniowieczu. Jeżeli nie chcemy by historia stała się kolejną rubryką w plotkarskim magazynie zawsze pamiętać musimy o samodzielnej ocenie faktów i o konieczności odcedzania prawdy od pozostawionego przez przeszłość osadu...
Edward I miał szczęście do przydomków: „Długonogi”, „Młot na Szkotów” i inne (o czym niżej) na każdy jeden z nich musiał sobie jednak zasłużyć. Dorastał w atmosferze uwielbienia dla rycerskiego etosu i żeby w przyszłości sprostać królewskim obowiązkom z zapałem stawał w turniejowe szranki - a była to prawdziwa szkoła charakteru. W 1260 r. Wraz z kompanią wyprawił się poza granice królestwa by skrzyżować kopie ze szlachetnymi rycerzami z innych nacji. Brak doświadczenia przyniósł taki skutek, że do Anglii wrócił pokonany, potłuczony, upokorzony i z pustą sakiewką. Niezrażony i zawzięty w 1262 r. ponownie wyprawił się na kontynent z zamiarem odzyskania utraconych honoru oraz majątku. Przedtem z niemałym trudem i za wstawiennictwem swojej królewskiej matki uzyskał pożyczkę od włoskich kupców, co pozwoliło mu wystawić turniejową drużynę. Efekt był taki, że książę po raz kolejny stracił wszystko, a na dodatek został ciężko ranny. Owe młodzieńcze turnieje były dla Edwarda prawdziwą szkołą wytrwałości – cechą, która przyda mu się w późniejszych kampaniach wojennych.2.
Na polu polityki wewnętrznej dał się z kolei poznać jako prawodawca, który wydając serię statutów pragnął poprawić skuteczność królewskiego aparatu sądowniczego, co przyniosło mu kolejny przydomek - „Angielskiego Justyniana”. Jako przykład jego legislacyjnego wkładu niech posłuży tu tzw „Statut Winchesterski” z 1285 r. Nakazywał on m.in.: konsekwentne ściganie sprawcy włamania lub kradzieży od miasta do miasta (aż do skutku); określał godziny zamknięcia bram miejskich (od zachodu do wschodu słońca); przydzielał każdemu miastu czy osadzie obowiązkową straż miejską; ustanawiał swego rodzaju godzinę policyjną – każdy, kto w godzinach nocnych został przyłapany na otwartej przestrzeni, poza miejskimi zabudowaniami, musiał się liczyć z aresztowaniem3.
Trzeci przydomek, który przylgnął do Edwarda I jest już ściśle związany z jego fizyczną budową – żołnierze zwykli nazywać go „długonogim” (Longshanks), co wiązało się niewątpliwie z faktem, że był niezwykle rosłym mężem, wyższym o głowę i ramiona od otaczających go dworzan i notabli, o prawdziwie atletycznej budowie ciała. Symetryczną skądinąd twarz szpeciła jedynie opadająca powieka, co zresztą odziedziczył był po swoim ojcu4.
Pomimo tego, że zależało mu na opinii władcy sprawiedliwego, który regulując prawodawstwo brał w opiekę słabszych, sam nie wahał się manipulować przepisami aby pozbawić dóbr niektórych ze swych najpotężniejszych poddanych. Był człowiekiem niesłychanie twardym, potrafił narzucić innym swoją wolę i tak jak wielu twardych władców w owych czasach nie cofał się przed okrucieństwem, nieposzanowaniem prawa i dążeniem do wzbogacenia się kosztem innych5
Za jego do panowania Anglia dostąpiła wątpliwego zaszczytu zostania pierwszym krajem w chrześcijańskiej Europie, który wypędził poza swoje granice społeczność żydowską (tak, jak gdyby byli oni jakąś zaraźliwą chorobą). Jeszcze wcześniej król wydał edykt nakazujący potomkom Abrahama nosić na ramionach żółtą przepaskę, aby łatwiej można ich było odróżnić od reszty społeczeństwa (jako żywo przypomina to późniejsze praktyki nazistów – historia lubi się powtarzać), a następnie zakazał uprawiania lichwy w całym królestwie, co było ich głównym źródłem dochodów. Ostatecznie załadowano niechcianą mniejszość etniczną na statki i wywieziono na kontynent – Żydzi nie mieli się pojawić na ziemi angielskiej przez prawie cztery kolejne stulecia6.
Ten wyjątkowy popis nietolerancji, jak również fakt, że głównym celem jego polityki było podporządkowanie całych wysp Brytyjskich królestwu Anglii, sprawia, że Edward I zawsze budził sympatię angielskich nacjonalistów. Ani w Szkotach ani w Walijczykach nie chciał widzieć narodów o odrębnej kulturze, tradycji i historii, które zasługują na własne państwa – w jego wizji podporządkowani musieli zostać angielskiej władzy lub zginąć.
Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że film „Braveheart” odcisnął silniejsze piętno na świadomości historycznej przeciętnego odbiorcy kultury popularnej niż setki artykułów i biografii. Ma on przed oczyma przede wszystkim finałową scenę filmu, gdzie grany przez Mela Gibsona szkocki bohater wojen o niepodległość William Wallace torturowany jest okrutnie przez angielskiego kata i w ostatnim przedśmiertnym spazmie wyrzuca jeszcze z siebie zapadające na długo w pamięci słowo: „Wolność!”.
Chociaż to przecież tylko filmowa wizja, to nie sposób zaprzeczyć, że Edward I potrafił być okrutny, zaciekły i mściwy. Również sposób prowadzenia przez niego wojen daleki był od ideału chrześcijańskiego miłosierdzia. Gdy w 1296 roku przystąpił do oblężenia szkockiego miasta Berwick, pewni siebie obrońcy odrzucili królewską propozycję kapitulacji, odpowiadając obelgami i obscenicznymi gestami w kierunku władcy, który osobiście pofatygował się pod miejską bramę. W rezultacie angielska armia zaatakowała z całą furią i już po kilku godzinach miasto padło, a Edward wziął krwawy odwet za obelgi – przez trzy dni angielscy żołdacy mieli wolną rękę - mogli palić, plądrować i gwałcić, czego rezultatem było 6000 ofiar cywilnych - przede wszystkim starców, kobiet i dzieci.7 Zwycięzców nikt nie sądzi.
Podsumowując – rysuje się niezbyt pochlebny portret króla, zwłaszcza w epoce, która na pierwszym miejscu stawia wartości takie jak tolerancja wobec innych ras czy wyznań oraz kładzie duży nacisk na prawo narodów do samostanowienia.
Zapomnijmy jednak na chwilę o tym wszystkim i przyjrzyjmy się Edwardowi I – wojownikowi i znawcy rycerskiego rzemiosła a odnajdziemy ślady jego działalności trwalsze niż obraz utrwalony na celuloidowej taśmie przez hollywoodzkich twórców. Nieodłącznie w każdej epoce historycznej efektem wojennego wysiłku są materialne ślady i to one podziwiane są przez rzesze turystów - fotografowane i opisywane w turystycznych przewodnikach. Upływają stulecia, zmieniają się epoki a wraz z nimi ludzka mentalność oraz ideały, a ostatecznie najtrwalszym świadectwem przeszłości stają się te zabytki, które zdołały oprzeć się zębowi czasu – czy to w formie pisanej, jako arcydzieło literatury, czy też jako dzieło sztuki zachowane na płótnie,a potem powielone na fotograficznej kliszy, wyrzeźbione w drewnie lub w kamieniu. To ich namacalne świadectwo pozwala nam wciąż na nowo interpretować minione wieki. Często solidnie wpisane w krajobraz miast i wsi - jak ma to miejsce w przypadku zabytków architektury- determinują one ich urbanistyczny rozwój, potrafią nadać kierunek gospodarczemu rozwojowi społeczności (dochody z turystyki), inspirują i określają tożsamość współczesnych nie tylko na poziomie regionalnym, ale również międzynarodowym (jakże nobilituje wpis na listę zabytków dziedzictwa kulturowego UNESCO). Wreszcie – last but not least - pobudzają do refleksji nad przemijaniem, uczą dystansu i pokory wobec nieubłaganie upływającego czasu, który bezwzględnie obchodzi się z ludzkimi planami i ambicjami, nawet jeżeli należały one do potężnego i wszechwładnego średniowiecznego monarchy.
W przypadku Edwarda I to zamki właśnie są najbardziej wyrazistym świadectwem śladu jaki odcisnął na swojej epoce. Późniejsze stulecia zmodyfikowały legislacyjną inicjatywę króla- prawodawcy. Żydzi również powrócić mieli ostatecznie na wyspy brytyjskie. Nawet wysiłek kampanii wojennych poszedł na marne – już za panowania Edwarda II, nieudolnego syna (czasami doprawdy daleko pada jabłko od jabłoni) Szkoci dzięki świetnemu zwycięstwu pod Bannockburn (1314) zagwarantowali sobie niepodległość na kolejnych kilkaset lat. Jedynie podbój Walii okazał się trwały, a jego materialnym świadectwem są zamki, jakie Edward I wzniósł celem ujarzmienia podbitego narodu. Niektóre z nich zachowały się do dnia dzisiejszego w niemal niezmienionej formie i stanowią kamienny pomnik monarszych ambicji oraz militarnego wysiłku. Pozwalają nam też poznać wiele propagandowych aspektów sprawowania władzy w średniowieczu, są bowiem nie tylko zabytkami architektury obronnej – mówią nam też o tym, jak król chciał być postrzegany i jak sam postrzegał siebie oraz swoich poddanych. Analizując ich historię i architekturę odnajdujemy echa rycerskich ideałów, którymi żyła epoka.
Nie ma sensu wyliczać po kolei wszystkich zamków, które podczas swojego panowania wzniósł Edward w Walii i na jej pograniczu. Czytelnik szybko poczułby się przytłoczony chronologią i mnogością jakże egzotycznie brzmiących dla polskiego ucha walijskich nazw. Warto skupić się na czterech tylko budowlach - dlatego, że były największe, zachowały się w dobrym stanie, a ich budowa pochłonęła najwięcej środków z królewskiej szkatuły, co już samo mówi za siebie. Są najbardziej imponujące, majestatyczne i reprezentatywne: Conwy, Caernarvon, Beaumaris oraz Harlech.
Przyczyna, dla której Edward podjął się w ogóle tak szeroko zakrojonego programu budowy była jedna: Walijczycy. Niepokorny i waleczny celtycki naród długo opierał się angielskiej presji i nigdy do końca nie pobity raz po raz rwał się do buntu. Sieć angielskich zamków była zaś ważnym elementem wysiłków korony aby wreszcie przejąć kontrolę nad kłopotliwym krajem. Program budowy trwał w sumie dłużej niż 25 lat, ale wyodrębnić w nim możemy trzy etapy, które nie bez przyczyny odpowiadają datom kolejnych kampanii przeciw Walijczykom: W roku 1277, a w latach 1282 – 83 oraz 1294-958.
Sami Walijczycy nigdy nie byli w stanie wystawić armii, która w otwartym boju mogłaby mierzyć się z angielską. Jeden z ówczesnych rycerzy, towarzyszący królowi podczas kampanii, zaobserwował: „Nawet w samym środku zimy biegają na bosaka... Nigdy nie widziałem [Walijczyka] noszącego zbroję. Ich broń stanowiły łuki, strzały, miecze. Używali również oszczepów”. Jednakże w połowie XIII w. Walijski książę Llewelyn Wielki po raz pierwszy w dziejach zdołał stworzyć oddziały opancerzonej kawalerii, małą flotę, oraz wybudował machiny oblężnicze9 Z takimi siłami należało się liczyć, a poza tym – jak zwykle – poważne zagrożenie stwarzała walijska partyzantka, która pomimo słabego uzbrojenia miała po swojej stronie sojusznika w postaci dzikiego, nieprzebytego górskiego krajobrazu, dominującego zwłaszcza w północnej części kraju. Walia – nawet kiedy oficjalnie podbita i pozbawiona regularnej armii, pozbawiona władzy nominalnego księcia walijskiej krwi, wciąż stanowiła wulkan, który w każdej chwili mógł eksplodować (i rzeczywiście – pod koniec XIV w. Walię ogarnąć miał jeszcze jeden niepodległościowy zryw – powstanie Owaina Glyn dwra).
Edward I nie szczędził więc wysiłków i środków by poprzez sieć imponujących, górujących nad okolicą twierdz zapewnić angielskim załogom i urzędnikom bezpieczne oparcie pozwalające na skuteczne rządy. Wydatek £ 100 000 na wzniesienie wielkiej czwórki (Conwy, Caernarvon, Beaumaris, Harlech) może się wydawać sumą kolosalną, ale wystarczy zauważyć, że sama kampania 1277 r. Kosztowała króla £ 25 000. Zamiast więc mnożyć kolejne wydatki na pacyfikacyjne wyprawy, większy sens miało umocnienie się w terenie, zwłaszcza, że odpowiedni zamek (wyposażony w najnowsze zdobycze sztuki fortyfikacyjnej epoki) pozwalał niewielkiej liczbie obrońców na odparcie dużo silniejszej armii. Dodatkową korzyścią był rozwój gospodarczy regionu – najczęściej bowiem wokół zamku wyrastało miasto, które z czasem przynosiło spore dochody z handlu i podatków, zwiększając tym samym wartość królewskiej ziemi. Była to więc przemyślana, długoterminowa inwestycja10.
Sam Edward I był doskonale obeznany w dziedzinie konstrukcji zamków, tak jak przystało na dobrze przygotowanego do pełnienia swojej roli średniowiecznego monarchę, który musiał szczególnie dobrze orientować się we wszystkich aspektach wojennego rzemiosła. Wiemy z przekazów, że osobiście odwiedzał każde miejsce budowy, szczególnie na samym początku prac. Niezmiennie do pierwszych zadań robotników należało oczyszczenie terenu, by zrobić miejsce dla królewskich namiotów i wybudować wokół nich obronną palisadę. Istnieje relacja o pobycie króla na placu budowy pod Beaumaris. Monarcha pod koniec dnia relaksował się przysłuchując się grze angielskiego harfisty, Adama de Clithero, któremu zapłacono za dwa dni muzykowania.

Zachowało się do dzisiejszych czasów nazwisko harfisty, ale jak to często w przypadku średniowiecznych artystów bywa, nie jest nam dane poznać imienia malarza, rzeźbiarza, czy mistrza budowlanego. Historycy sztuki rozpoznają w ocalałych artefaktach cechy charakterystyczne dla indywidualnego stylu i w ten sposób - dość sztuczny i akademicki - na nowo nazywają tych, których prawdziwe nazwiska przepadły w pomroce dziejów. Mamy więc na przykład „Mistrza z Alkmaaru”, „Mistrza Virgo Inter Virgines”, „Mistrza Poliptyku Grudziądzkiego”, czy „Mistrza Pięknych Madonn".
W przypadku mistrza odpowiedzialnego za projekt i nadzór budowlany nad opisywanymi zamkami jesteśmy jednakże w sytuacji o wiele bardziej komfortowej. W dokumentach królewskich z epoki wymienia się Mistrza Jakuba od Św. Jerzego (Master James of St George). Niewiele mamy bezpośrednich przekazów o jego prywatnym życiu, ale sporo można wywnioskować. Urodził się około 1235 roku i pierwsze wzmianki o nim pochodzą z roku 1261 z Savoy (na granicy francusko- szwajcarsko – włoskiej), kiedy to razem ze swym ojcem, mistrzem Janem, pracował przy budowie zamku w Yverdon. W późniejszym czasie pracował przy innym zamku w Savoy – St. Georges d' Espéranche (od tej budowli właśnie pochodzi jego przydomek) i właśnie tam, podczas wizyty w czerwcu 1273 musiał go po raz pierwszy spotkać Edward I11. W owym czasie Mistrz Jakub miał już przynajmniej szesnaście lat doświadczenia w nadzorowaniu budowy zamków w całej alpejskiej krainie rozciągającej się od wschodniego Renu po Turyn i od jeziora Neuchâtel po Mont Cenis12. Najwyraźniej musiał on zrobić na królu duże wrażenie, bo według dokumentów już w kwietniu 1278 roku zatrzymał się w Anglii – był to pierwszy etap podróży w głąb Walii, gdzie miał „nadzorować budowę zamków”. Zapłacono mu wysoką dzienną stawkę 2 szylingów (tygodniowy zarobek zwykłego murarza), a w 1284 r. zagwarantowano mu dożywotnią pensję 3 szylingów dziennie, a także pensję 1 szylinga 6 pensów dziennie dla jego małżonki Ambrozji, gdyby go przeżyła. Była to w owych czasach suma wyjątkowo wysoka, a dodatkowo w 1290 r. Jakub został wyznaczony na konstabla zamku Harlech na 3 lata, z roczną pensją 100 marek. Dobitnie świadczy to o zaufaniu jakim darzył go król. Pomimo tego, że w latach 1298-1305 pracował przede wszystkim w Szkocji, to jednak w Walii właśnie pozostawił po sobie najtrwalszy ślad i można uznać, ze nadzorował tam budowę co najmniej 12 zamków. W 1295 r. otrzymał dwór w Mostyn w północno – wschodniej Walii, gdzie zmarł ok. 1308 r.13

Przypisy: 

1The History Today companion to British history, praca zbiorowa, Londyn 1995, s. 271-272
2Doris Mary Stenton, "English society in the early middle ages", Harmondsworth 1951, s. 86
3Ian Mortimer, "The time traveller's guide to medieval England", London 2009, s.219
4Antonia Fraser, "The lives of the kings and queens of England", London 1977, s. 61
5Ibidem, s. 61-62
6Simon Schama, "A history of Britain. At the edge of the world 3000BC-AD 1603", London 2000, s.196-197
7Jarosław Wojtczak, "Bannockburn 1314", Warszawa 2011, s. 84-85
8Paul Johnson, "The National Trust Book of British castles", London 1978. s. 104
9Ibidem, s. 103
10Ibidem, s. 109
11Castles in Wales, The Automobile Association & The Wales Tourist Board, Basingstoke – Cardiff 1982, s.41
12Arnold Taylor, Caernarfon castle and town walls, Cardiff 2004, s.8
13Castles in Wales, op.cit. s.41

poniedziałek, 17 lutego 2020

Nawiedzony York


„Pod Złotym Runem”


„Pod Złotym Runem” to najstarszy licencjonowany pub w Yorku. Wzmiankowany w archiwach w 1503 r., ten historyczny, szachulcowy budynek nie posiada fundamentów, co może wyjaśniać przekrzywione klatki schodowe, dziwne zakątki i kryjówki. Należał do kompanii „Poszukiwaczy przygód”, którzy byli odpowiedzialni za kwitnący handel wełną na rzece Ouse. W 1702 r należał do burmistrza Yorku Sir Johna Pecketta, a lady Peckett wciąż jest tu widywana...

Pub "Pod Złotym Runem" (po lewej)

Pub „Pod Żłotym Runem” należy do 20 najbardziej nawiedzonych w UK. Producent cidera „Strongbow” zatrudnił swojego czasu eksperta od spraw paranormalnych Richarda Jonesa, aby przeprowadził dochodzenie w 350 pubach w W. Brytanii. Gdy odwiedził „Pod Złotym Runem” doświadczył nagłego spadku temperatury i słabego migotanie światła. Wielu gości widziało stałego rezydenta pubu – Lady Peckett, gdy przechadzała się po korytarzach. Pan Jones stwierdził: „Duchy mają w zwyczaju pojawiać się w miejscach, które doświadczyły albo wielkiej radości i szczęścia lub odwrotnie, gdzie wydarzyło się coś dramatycznego. A ponieważ w pubach łatwo o emocje obu rodzajów, dlatego tak wiele z nich jest nawiedzonych. Sophie Pollitt, asystentka menadżera powiedziała: ”Kieliszki i szklanki zaczęły pękać, stoły zaczęły się ruszać a straszny śmiech wypełnił izbę. To wszystko nie powstrzyma mnie przed pracą tutaj, ale nigdy nie zostałabym w pubie na noc.”

Szyld pubu "Pod Złotym Runem"

Szyld pubu "Pod Złotym Runem"


Nawiedzona ławka kościelna. Duch dziekana Gale'a.

Dziekan opiekujący się katedrą pod koniec 17 wieku stał się jednym z najbardziej znanych duchów miasta. Gale znany był ze swego oddania katedrze i niewyczerpanie pracował by zachować i jeszcze powiększyć jej piękno i majestat. Nie zaniedbywał też swoich obowiązków jako chrześcijanin i brał udział w tak wielu mszach jak to tylko możliwe, zawsze zajmując tę samą ławkę. Kiedy zmarł w 1702 r. opłakiwali go wszyscy ludzie związani z opactwem. Niedługo po pogrzebie miejscowy kapłan wszedł na ambonę, aby wygłosić kazanie. Wierni byli bardzo zdziwieni, kiedy ten bardzo elokwentny zazwyczaj duchowny stał jak oniemiały przez kilka minut zanim rozpoczął mszę. Schodząc z ambony oświadczył, że dziekan Gale siedział w tej samej ławce co zwykle i słuchał mszy. Od tego czasu dziekan Gale często widywany jest w swojej ławce podczas kazań.

Barguest.

Jest to straszne stworzenie, które nawiedza wąskie alejki i uliczki Yorku. Zazwyczaj przybiera postać kudłatego czarnego psa wielkości cielaka z świdrującymi czerwonymi oczami i czasem z rogami. Podobnie jak inne czarne psy w kraju (Gytrash z Lancashire; Padfoot ze Staffordshire; Shag Dog z Leicestershire i Muddle Black Tyke czy Choin Dubh ze Szkocji) zapowiada on rychłą śmierć osoby która go zobaczy, lub kogoś bliskiego.
Choć niemal zawsze widywany jest w postaci psa, tak naprawdę jest to potrafiący zmieniać kształty goblin, którego widywano też w postaci małpy, indora, rękawiczki a nawet kartki papieru, potrafiącej wślizgnąć się pod framugę drzwi.
Młody chłop wracający do domu w 19 wieku zdołał nawet wejść na grzbiet Barguesta. Gdy goblin go zrzucił, wylądował w rzece.
W latach 50 i 70 dwudziestego wieku nastąpiła kumulacja obserwacji Barguesta, szczególnie w okolicach Whitby, gdzie według powieści Brama Stokera „Dracula” słynny wampir wyszedł na brzeg przybierając postać czarnego psa.
Jego przerażające wycie mrozi krew w żyłach, lubi ludzkie mięso i często kąsa.

Bezgłowa dama.

W 18 wieku samotna zamożna dama mieszkała w chatce w Bishopthorpe. Z powodu swojego majątku została zamordowana i obrabowana pewnej jesiennej nocy przez nieznanego sprawcę. Morderca ukrył jej zwłoki w wysokiej trawie, która rosła wokół kępy drzew nieopodal domu ofiary. Kilka tygodni minęło zanim odnaleziono jej zwłoki, a rozkład sprawił, że głowa oddzieliła się od reszty ciała. Pochowano ją na cmentarzu obok kościoła św. Andrzeja, ale jak się okazało, nie miała w tym miejscu zaznać spokoju. W miejscu gdzie znaleziono jej zwłoki nocą zaczęła przechadzać się zjawa. Zawsze pojawiała się bez głowy, w całunie i przechadzała się tam i nazad, jakby czegoś szukała. Spotkania z tym duchem zdarzały się aż do czasów wiktoriańskich, kiedy do rozebrano dom wraz z kępą drzew.

Wieża Clifforda.

To nie jest opowieść stricte o duchu, raczej o dziwnym zjawisku występującym w wieży. Zwiedzający, a najczęściej małe dziewczynki zgłaszały przypadki zaobserwowania krwi, która spływała z murów tej średniowiecznej twierdzy. Wszyscy są w stanie zobaczyć czerwonawe plamy przy bramie. Według lokalnej tradycji jest to „żydowska krew” - i nie bez przyczyny. W 1190 rozruchy antyżydowskie wybuchły w mieście i wielu Żydów szukało schronienia w wieży. Na czele tłumu stali Richard Malebisse i nieznany zakonnik, który podpalił wieżę. Zamiast się poddać, Żydzi popełnili masowe samobójstwo. Po przebudowie wieży pojawiły się wzmiankowane plamy. W ostatnich latach dowiedziono, że plamy powstają wskutek tlenku żelaza znajdującego się w kamieniach. Jednakże żaden inny kamień z kamieniołomu nie zawiera takiego minerału. Sprawa więc nadal pozostaje zagadkowa.

Zjawy z królewskiego dworu.

Dwór królewski również jest miejscem gdzie widywane były duchy. Postać mnich często była widywana spokojnie przechadzająca się wokół budynku. Początki budynku sięgają 1308 r., kiedy był siedzibą opactwa NMP. Po rozwiązaniu klasztorów budynek przeszedł na własność korony, lecz nie pozbył się pozbyć ducha tajemniczego mnicha, który często zaskakuje dzisiejszych mieszkańców.
Zjawa damy odzianej w zielony kostium z epoki Tudorów również nawiedza budynek. Niektórzy twierdzą, że trzyma w dłoniach bukiet róż. Miejscowi utrzymują, że to duch Anny Boleyn, która zatrzymywała się tutaj podczas jej krótkiego małżeństwa z Henrykiem VIII.
Trzecia zjawa ma związek z wojną domową. Jęki i krzyki okrągłogłowych słychać do dzisiaj, ponieważ w budynku mieścił się podczas oblężenia szpital. Jeżeli weźmiemy pod uwagę brak jakichkolwiek środków znieczulających w tamtym okresie, to trzeba przyznać, że ci nieszczęśnicy mieli bardzo dużo powodów do jęków.
Spotkania z czwartą zjawą dworu, strasznym, szarym widmem, zawsze są nagłe i dramatyczne. Zawsze pojawia się w tym samym miejscu, na klatce schodowej prowadzącej do Huntingdon Room, w północnym skrzydle budynku. Niemal zawsze portret dostojnika z epoki Stuartów znajdowany jest wówczas na podłodze. Nie ma pewności co do tego, czyj to duch, ale wielu utrzymuje, że to Sir Henry Hastings, który zbudował tą klatkę schodową. Jaki jest jego związek ze wzmiankowanym portretem, nie jest jasne.

Wrzaski sierot.

Bedern, niedaleko ulicy Goodramgate był średniowieczną siedzibą chóru wikariuszy katedry. Wyprowadzili się oni w 1574 r. i niestety ten rejon miasta podupadł, stając się siedzibą slamsów i magazynów. W połowie 19 wieku powstał tu zakład pracy i sierociniec, znany pod nazwą York Industrial Ragged School. Dyrektor tego ośrodka organizował łapanki na miejscowych przybłędów i podrzutki, za co płaciło mu miasto. Czerpał on również dochody z pracy swoich podopiecznych. Chytrus płacił niewiele zapracowanym dzieciom – nie starczało ani na jedzenie ani na odzienie, więc wielu umierało z głodu i z zimna. Będąc zbyt leniwym nawet na to by pozbyć się ciał, zamykał zwłoki w wielkiej szafie i dopiero smród zgnilizny zmusił go do akcji. Jednak zima tego roku była tak sroga, że nie był w stanie wykopać nawet najpłytszego grobu w skutej lodem ziemi. Pozostawił więc trupy w szafie. Mijały kolejne miesiące, i dyrektor zaczął słyszeć okropne jęki dochodzące z zamkniętej na kłódkę szafy. Jego sumienie nie wytrzymało tej presji i w końcu kompletnie oszalał – zaczął biegać po szkole z wielkim nożem, masakrując pozostałe dzieci. Następnego ranka przedstawiciele władz miejskich odkryły go skomlącego pośród okaleczonych zwłok. Zamknięto go w domu wariatów, gdzie dokonał żywota.Niespokojne duchy dzieci wciąż od czasu do czasu są widywane w tej okolicy. Częściej jednak słychać ich śmiech. Jeżeli jednak przechodzień zatrzyma się na chwilę, ten śmiech zamienia się w przerażający krzyk.

Duch z pola św. Jerzego.

Przerażające widmo szlachcica często straszy niczego nie podejrzewających przechodniów opodal Pola św. Jerzego, gdzie spotykają się rzeki Ouse i Foss. To obszar gdzie earl of Stafford brał udział w pojedynku pewnego mglistego poranka. W owym okresie teren nadrzeczny był ulubionym miejscem pojedynkowiczów, ponieważ oficjalnie władze krzywo patrzyły na taką formę rozstrzygania sporów. Nierzadko gorliwi urzędnicy stawiali pojedynkowiczów przed sądem za próbę zabójstwa. I rzeczywiście, tego dnia doszło do zabójstwa, ponieważ earl nie był w formie i kilka sekund po tym jak ich szpady się skrzyżowały, szlachcic miał przeszytą pierś, a krew tryskała z przeciętej arterii niczym z fontanny zanim martwy padł na glebę. Ten mrożący krew w żyłach moment jest do dziś ze szczegółami odtwarzany regularnie przez zjawę Stafforda. Jego przedśmiertne spazmy przeraziły i zaskoczyły niejednego przechodnia, a kilku nawet wzięło paranormalne zjawisko za prawdziwe i zgłosiło morderstwo na policję. Drugi duch z pola św. Jerzego jest o wiele bardziej sympatyczny. Należy on do samotnego jeźdźca, który siedzi wyprostowany w siodle, owity czarnym płaszczem i ma na głowie trójrożny kapelusz. Nikt nie ma pojęcia, kim jest ów jeździec, ale strój umiejscawia go we wczesnym 18 wieku.

sobota, 15 lutego 2020

York i jego mury


Idealne miasto średniowieczne... co przychodzi nam na myśl, kiedy słyszymy to hasło? Miasto miastu nie równe, ale odpowiedź na to pytanie ułatwia fakt, że europejskie średniowiecze charakteryzuje daleko posunięty uniwersalizm. Wspólna dla całego kontynentu cywilizacja chrześcijańska a także system społeczno – gospodarczy (feudalizm) sprawiają, że bez problemu odnajdziemy jego cechy wspólne, niezależnie od tego czy znajdziemy się w Toledo, Carcassonne, Yorku, Sienie, Toruniu, Krumlovie, Brugii, Edynburgu, Ratyzbonie czy Tallinnie... Można by wyliczać dalej, ale niestety nie w nieskończoność, bo choć wiele miast może pochwalić się historią sięgającą wieków średnich, to późniejsze burzliwe dzieje (wojny, przebudowy, rewolucje, wiek żelaza i pary) sprawiły, że to inne style architektoniczne, a także wymuszone duchem czasu nowe wymagania odnośnie funkcji, jakie powinny spełniać miasta. zaczęły dominować i pozwoliły im utracić ich pierwotny charakter. Na szczęście nie wszędzie. Są miasta, które z różnych powodów zdołały zachować średniowieczny klimat i wcale nie trzeba wiele wyobraźni i wrażliwości by odbyć podróż w czasie – wystarczy, że zatopimy się w labirynt ciasnych uliczek, poznamy miejscową historię i legendy, przysiądziemy na chwilę w ławie katedry, lub obejmiemy wzrokiem okolicę ze szczytu zamkowej wieży...

Dla mnie najlepszym przykładem takiego miasta jest York. Bez wątpienia najlepszym przykładem na Wyspach Brytyjskich (choć konkurencja jest duża i depcze po piętach) ale także jednym z najjwybitniejszych w skali całego kontynentu. Bo czegóż nie ma w Yorku? Znajdziemy tam zamek (Clifford's Tower), wspaniałą archikatedrę (Yorkminster), uliczki służące niegdyś rozmaitym cechom (Shambles) i miejsca świadczące o wielokulturowym charakterze zamieszkującej tu społeczności (Jewbury), budynki municypalne (King's Manor), wiekowe puby, stare domy często powiązane z jakimś ważnym historycznym wydarzeniem… Ale przede wszystkim mury! To właśnie mury z całą ich obronną infrastrukturą najbardziej decydują o charakterze i klimacie średniowiecznego miasta. Pod tym względem York naprawdę ma się czym pochwalić. Spacer po długich na …. , szczelnie okalających stary średniowieczny York murach jest świetnym wstępem do przygody, jaką dla miłośnika historii będzie zanurzenie się w dzieje tego fascynującego miasta. Zacznijmy więc!


Fragment murów miejskich z widokiem na Yorkminster - archikatedrę. 





Biuro Turystyczne Yorku zadbało o to, by spacer był dla turysty jak najbardziej angażujący, umieszczając w kluczowych miejscach trasy solidnie wykonane metalowe tablice. Wystarczy, że turysta zaopatrzy się w wystarczająco duży arkusz papieru i specjalną kredkę aby móc samodzielnie wykonać mapę, która będzie świetną pamiątką ze spaceru wzdłuż murów. Odpowiedni zestaw startowy - niezbędnik turysty – znajdziemy w siedzibie biura (1 Museum Street). Rozpocząć możemy w zasadzie w dowolnym miejscu, ja proponuję za punkt wyjścia obrać Barker Tower – położona jest najbliżej dworca kolejowego.

Jedna z tablic, które rozmieszczone są wzdłuż murów pomagając turyście stworzyć własną mapę.

Barker Tower – pierwotnie zbudowana jako baszta w 14 wieku, była połączona z Lendal Tower po przeciwnej stronie rzeki wielkim żelaznym łańcuchem. Łańcuch stanowił przeszkodę dla łodzi, które mogły próbować dostać się do miasta bez płacenia cła, a w razie wojny również był przeszkodą nie do zdarcia. Od tamtego czasu wieża pełniła wiele funkcji, przez pewien okres w okresie wiktoriańskim służyła nawet jako kostnica. Zanim zbudowano Lendal Bridge w 1863 r. ludzie korzystali z usług przewoźników, którzy łodziami pomagali przedostać się na drugi brzeg rzeki Ouse. W 1442 r. John Sharp płacił miastu 40 szylingów tygodniowo za prawo do świadczenia usług promowych w tym miejscu. Średniowieczne promy nie zawsze były obsługiwane przez mężczyzn: w 1334 r. kobieta o imieniu Agnes obsługiwała prom, który transportował ludzi i personel do Szpitala św. Leonarda.

Skąd wzięła się nazwa Barker Tower? Garbowanie (tanning) to proces wyprawiania skór zwierzęcych. Wieża prawdopodobnie przyjęła nazwę od „barkerów” którzy pozyskiwali taninę (garbniki) z kory dębowej („bark” - kora). Tanina wchodziła w reakcję z białkami w skórze. Dzięki temu ta stawała się elastyczna, trwała, nie pęczniała i nie wchłaniała wody. Po oczyszczeniu z tłuszczu skóry były na rok zanurzane w kadziach zawierających tę właśnie kwaśną taninę. Tak skóra ulegała „wygarbowaniu” i nabierała brązowego koloru. W średniowiecznym Yorku skóra używana była do wytwarzania wielu rodzajów rzeczy codziennego użytku – butów, siodeł, pasów, pochew, wiader itp.

Barker Tower

Barker Tower

Barker Tower


Brama Micklegate – powstała w latach 1196 – 1230 na jeszcze starszych fundamentach. Wnętrze odnowiono w 1716 r. , barbakan usunięto w 1826 r.. Gruntownie odnowiona została w 1952 r. Kiedy w 1642 r. wybuchła wojna pomiędzy królem Karolem I i Parlamentem, York dochował wierności monarsze i w kwietniu 1644 został oblężony przez armię parlamentu pod dowództwem pochodzącego z Yorkshire Thomasa Fairfaxa. Książę Rupert, bratanek króla, został wysłany na pomoc miastu z armią liczącą 15 000 ludzi, zmuszając Fairfaxa do przerwania oblężenia i odwrotu. Jednak podczas pościgu Rupert poniósł druzgocącą klęskę pod Marston Moor na zachód od Yorku. Oblężenie zostało wznowione i trwało do 16 lipca 1644 r. , kiedy to wycieńczona armia rojalistów otworzyła bramę Micklegate i wymaszerowała przez nią aby złożyć broń. Pomimo że brama była położona w bezpośrednim sąsiedztwie toczonych działań wojennych, nie została ona uszkodzona. Była ochraniana przez fort rojalistów znajdujący się na pobliskim wzgórzu, który skutecznie stawiał opór wojskom parlamentu.

Brama Micklegate - widok zewnętrzny.


W 1841 r. wewnątrz murów miejskich powstała stacja kolejowa. Aby pociągi mogły wjechać do miasta, zburzono pewien fragment murów jednocześnie budując nad przejazdem łuk, tak, by zachować ciągłość linii murów. W miarę jak wzmagał się ruch kolejowy, potrzebne były dodatkowe tory, więc w 1845 roku powstał kolejny długi łuk ponad zburzonym odcinkiem murów, zapewniający dostęp do miasta z kierunku nowej stacji kolejowej, która powstała na zewnątrz murów miejskich w 1877 r. W owym czasie był to największy dworzec w kraju i przez wielu postrzegany był jako „pomnik ekstrawagancji”.

Nazwa Micklegate pochodzi od słowa Micklelith oznaczającego wielką ulicę. Była główną bramą, do której prowadziły szlaki z Londynu i z Południa - dlatego też była świadkiem wielu uroczystych pochodów i ceremonialnych wjazdów królów oraz królowych. Wśród królewskich gości Yorku wymienić trzeba Edwarda IV, Ryszarda III, Henryka VIII, Jakuba I, Karola I, Jakuba II i oczywiście Elżbietę II. Henryk VII zaskoczył wszystkich podczas swojej wizyty w Yorku - przejechał obok pięknie ozdobionej królewskimi herbami bramy Micklegate, ale ostatecznie zdecydował się wjechać do miasta przez bramę Walmgate.
Wysoko na fasadzie bramy widoczne są trzy tarcze herbowe. Dwie reprezentują miasto, podczas gdy środkowa pochodzi z czasów Edwarda III. Obok lwów pojawiają się na niej także lilie, które przypominają o roszczeniach wysuniętych przez króla względem tronu francuskiego.

Herby widoczne na bramie: pośrodku herb królewski,
po bokach herby miasta York.

Odcięte głowy zdrajców i buntowników były w dawnych czasach prezentowane przede wszystkim na Micklegate. Miały służyć jako przestroga – głowy i inne części ciała nabite na włócznie umieszczano na dachu. Wśród co znaczniejszych ofiar tego procederu możemy wymienić Sir Henry Percy'ego (Hotspur), straconego w 1403 r. i Ryszarda, księcia Yorku (po bitwie pod Wakefield w 1460). Inni warci wzmianki nieszczęśnicy, których szczątki ozdobiły bramę to earl of Nothumberland w 1572 r. i czterech purytańskich spiskowców w 1663 r. . W 1746 r. umieszczono tu głowy przywódców powstania jakobitów – Jamesa Mayne'a i Williama Connolly'ego, które gniły tu przez 7 lat. aż zostały skradzione przez lokalnego krawca, zwolennika jakobitów (ku wielkiemu oburzeniu rządu).
    
na wieżyczkach bramy widać
 postaci rycerzy....
stojąc w wojowniczych 
pozach....
mieli służyć jako przestroga
dla atakujących mury.
Baile Hill – wzgórze jest jedyną pozostałością po normańskim zamku typu „motte and bailey”, który stanowił kluczowy element w systemie dzieł obronnych mających sprawować kontrolę nad południowo – zachodnią częścią miasta po rebelii z 1069 roku. Sztuczne wzgórze zbudowano na rozkaz Wilhelma Zdobywcy. Pierwotnie otoczone było głęboką mokrą fosą, a na jego szczycie stała drewniana, ufortyfikowana wartownia. Zamek stał też po drugiej stronie rzeki w miejscu gdzie teraz widoczna jest Wieża Clifforda i właśnie te dwie budowle sprawowały nadzór nad ruchem po rzece Ouse.

Baszta w okolicach wzgórza Baile (widoczny za murem), gdzie
niegdyś stał jeden z dwóch zamków Yorku.

Rebelia, która stała się bezpośrednią przyczyną powstania zamku na Baile Hill, była zorganizowana przez anglo – skandynawską elitę przeciwko normańskim najeźdźcom przybyłym wraz z Wilhelmem Zdobywcom. Odpowiedź Wilhelma była brutalna i przeszła do historii jako „złupienie Północy”. Miał on rozkazać swym wojskom zabić każdą żywą istotę pomiędzy Yorkiem a Durham. Spalono dużą część miasta, zwierzęta hodowlane wyrżnięto a zbiory zostały zniszczone. 16 lat później w Domesday Book zapisano, że 940 z 1400 domów znajdujących się w Yorku nadal było zrujnowanych.

Dlaczego właściwie mury Yorku przetrwały? W 1807 r. brama Skeldergate (duża brama nieopodal Baile Hill) została rozebrana w związku ze zwiększonym ruchem powozów konnych. Zezłościło to arcybiskupa Yorku, który pozwał do sądu korporację i zwyciężył. Ta sprawa okazała się bardzo ważna, bo w efekcie utworzyła precedens prawny, który zapobiegł rozbiórce reszty murów miasta, nie spełniających już swojej funkcji obronnej.

Wieża Clifforda – pierwotnie w tym miejscu stał zamek typu „mote and bailey” wzniesiony przez Wilhelma Zdobywcę. Obecna wieża, często określana jako „wielka” powstała w latach 1245 – 1262 z rozkazu Henryka III i otoczona została rowem wypełnionym wodą z rzeki Foss. Około roku 1800 fosa została zasypana. Wieża znalazła się w granicach więzienia hrabstwa York, którego budowę rozpoczęto w 1826 r. a zburzono je w 1935 r. Porośnięty trawą centralny dziedziniec znany jest jako „oko Yorku” i jest dziedzictwem czasów gdy zamek stanowił własność korony. Z tego miejsca ogłaszano królewskie proklamacje. Obszar ten został przekazany radzie miejskiej Yorku w 1988 za symboliczną sumę jednego funta.

Clifford's Tower 

jeden z dwóch średniowiecznych zamków Yorku.
Ten z Baile Hill nie przetrwał do naszych czasów.

Kartusze herbowe nad wejściem do zamku.

W nocy 16 marca 1190 r. jakieś 150 Żydów i Żydówek szukało tutaj schronienia przed tłumem, który został podburzony przez Richarda Malebisse i innych i zdecydowało się raczej wzajemnie się pozabijać niż wyrzec się swojej wiary. 

Jak w zasadzie wyglądała sytuacja społeczności żydowskiej, która zdecydowała się osiedlić w Anglii?

Już w 1189 r. w Londynie ofiarami pogromów w Londynie padło kilku Żydów, a domy pozostałych zostały splądrowane i spalone. Ryszard I ukarał prowodyrów, wieszając trzech, a jednemu Żydowi, który wcześniej udał nawrócenie na chrześcijaństwo aby uniknąć śmierci, pozwolił powrócić do wiary ojców. Ale kiedy król opuścił Anglię zmierzając na krucjatę więcej antysemickich rozruchów zakończonych krwawo wybuchło w takich miastach jak Lynn, Stamford, Norwich, Bury St Edmunds. Atmosfera okresu krucjat sprzyjała pogromom innowierców – nie tylko muzułmanów, ale także Żydów. Kulminacja pogromów nastąpiła w Yorku w 1190 r. Żydzi schronili się w Clifford's tower, jak zdarzało im się to robić już wcześniej w takich sytuacjach. Tłum, któremu przewodziło kilku szlachciców (wśród nich również krzyżowcy) , podjudzany przez pewnego fanatycznego pustelnika rozpoczął oblężenie zamku. Gdy Żydzi zdali sobie sprawę, że nie zdołają oprzeć się atakującym, kilku mężczyzn zabiło swoje żony i dzieci a następnie popełnili samobójstwo. Część rodzin, które nie odważyły się na ten desperacki krok, zdecydowała się poddać, gdy obiecano im, że zostanie im oszczędzone życie jeżeli tylko przyjmą chrześcijaństwo. Jednak zostali zamordowani gdy tylko opuścili mury zamku. Tłum następnie ruszył w kierunku katedry, gdzie przetrzymywane były rachunki świadczące o długach zaciągniętych u Żydów i spalili je w kościelnej nawie. Historyk z Yorkshire, William z Newburgh napisał: „Jeżeli mowa o tych, którzy zostali zarżnięci z tak wielkim okrucieństwem, to bez wątpienia mogę stwierdzić, że jeżeli szczerze wyrażali chęć przyjęcia chrztu świętego, to nawet jeżeli wskutek zabójstwa do tego nie doszło – znaleźli łaskę Boga. Ale niezależnie od tego, czy ta ich chęć nawrócenia była szczera czy udawana, okrutne zachowanie ich morderców było podszyte fałszem i barbarzyńskie”. W miarę możliwości rząd ukarał odpowiedzialnych za masakrę w Yorku i przez kolejnych kilka dekad Żydzi powracali do miasta, aż ich miejscowa diaspora ponownie stałą się jedną z najważniejszych i największych w Anglii.

Gwiazda Dawida znaczy miejsce dawnego
żydowskiego cmentarzyska.

    Wieża Fishergate – zbudowana ok. 1505 r. na miejscu gdzie wcześniej stała tzw wieża Talkana (od Roberta Talkana – burmistrza Yorku w 1399 r.)
    Fishergate Tower
    Fishergate Tower

    Fishergate Tower
    Fishergate Tower

    Machikuły - ważny element obronny w architekturze
    średniowiecznej.

    Brama Fishergate – brama istniała w tym miejscu od czasów średniowiecza. Inskrypcja nad środkowym łukiem upamiętnia Williama Todda, lorda burmistrza Yorku pasowanego na rycerza w 1487 r. przez Henryka VII w odwdzięce za jego wsparcie w walce z Lambertem Simnelem, pretendentem do angielskiej korony. Wdzięczny Todd zapłacił za odnowienie 55 metrów murów miejskich.
    W okresie panowania Elżbiety I i Jakuba I, wieże nad bramą służyły jako miejsca uwięzienia katolików. Jeden z uwięzionych pisał o „małej wieży z kamienia nisko nad wilgotnym gruntem, gdzie mnoży się robactwo, bardzo ciemnej, gdzie światło wpada tylko przez mały otwór strzelniczy”. W latach 1598 – 1633 brama służyła też do przetrzymywania chorych psychicznie.
    Chłopski bunt – kiedy Henryk VII podniósł podatki w 1489 r., ludzie byli tak oburzeni, że pomaszerowali na York, paląc Walmgate i Fishergate. Nadal widoczne są ślady po spaleniźnie na framudze środkowego łuku. Brama została tak bardzo zniszczona przez rebeliantów, że zamurowano ją i była zablokowana aż do 1827 r. kiedy otwarto ją ponownie, aby zapewnić dostęp do targu bydła, który znajdował się za murami miejskimi.
    Fishergate Bar - widok od zewnątrz

    Fishergate Bar - widok od strony miasta.

    Upamiętnienie rycerza Williama Todda.
    Brama Walmgate – najbardziej kompletna z bram miejskich. Jej najstarsza część pochodzi z 12 wieku i istniała jeszcze w czasie gdy istniał wał ziemny, nie było jeszcze muru po obu stronach. Zachowała się krata (portcullis) i 15 wieczna drewniana brama. Od strony miasta zwraca uwagę drewniana nadbudówka z czasów Elżbiety I.
    Walmgate Bar - widok z murów.

    Boczne wejście.

    Walmgate Bar

    Herb królewski


    Barbakan jest dodatkiem z 14 wieku i pierwotnie rozciągał się ponad wypełnionym wodą rowem obronnym. Barbakan miał za zadanie uwięzić atakujących pomiędzy dwiema bramami w ogniu krzyżowym. Aż do początku XIX w. każda z 4 głównych bram miasta miała barbakan taki, jaki przetrwał przy Walmgate.
    Wnętrze barbakanu.

    Wewnątrz barbakanu.

    Barbakan.

    Barbakan przy Walmgate Bar.

    Zwykli ludzie zamieszkiwali tę bramę jeszcze w 1957 r., a w 1376 r. roczny czynsz wynosił dziesięć szylingów. 

    Podczas oblężenia w 1644 Walmgate była intensywnie ostrzeliwana przez stanowisko artylerii z pobliskiego Lamel Hill. Nadal są widoczne ślady po oblężeniu.

    Czerwona wieża została zbudowana w 1490 r. używana była jako baszta by wzmocnić obronę wrażliwego odcinka wokół King's Fishpool – jeziora, które powstało po zbudowaniu tamy na rzece Foss. Ta naturalna przeszkoda sprawiała, że zbędne były mury pomiędzy tym miejscem a mostem Layerthorpe. Z czasem zbiornik zniknął wskutek zamulenia (silt up) w 17 wieku i wówczas powstałą nazwa „Foss Islands”.

    Czerwona wieża została wyjątkowo zbudowana z cegły i stąd wzięła się jej nazwa. Wybór materiału budowlanego sprawił, że doszło do konfliktu między murarzami kładącymi cegły, a tymi, którzy pracowali w kamieniu. Ci ostatni narzekali, że odbiera im się pracę. Dwóch kamieniarzy było nawet sądzonych w sprawie morderstwa murarza o imieniu John Patrick, ale później oczyszczono ich z zarzutów. W innych czasach czerwoną wieżę używano np. jako stajnię czy przetwórnię siarki do produkcji prochu strzelniczego.
    Red Tower

    Red Tower

    Baszta i ciąg murów w okolicach Czerwonej Wieży.
    Monk bar- brama mnisia. Nazwa pochodzi od społeczności mnichów, którzy onegdaj żyli na miejscu dzisiejszej katedry. Zbudowana w 14 wieku była najlepiej przystosowana do obrony ze wszystkich bram miejskich. Ma 4 piętra – 3 dolne powstały w 14 wieku, najwyższe zaś w 15 wieku, co czyni ją najwyższa w mieście. Brama zawiera kilka interesujących cech – działającą kratę wraz z oryginalnym urządzeniem wyciągowym (jeszcze w 1970 była podnoszona) i małe okrągłe cele w wieżach, gdzie przetrzymywano więźniów zwłaszcza buntowniczych katolików i czeladników cechowych. Wcześniej byłą zamieszkiwana – w 1435 Thomas Pak, majster budowlany przy katedrze płacił za wynajem 4 szylingi rocznie.
    Kamienne figury (6 sztuk) będące przestroga dla wrogów, ostrzegające przed zrzucanymi z wieży kamieniami, są najstarszymi ze wszystkich jakie znajdziemy na bramach i pochodzą z 17 wieku.
    Zaawansowane rozwiązania architektoniczne na mnisiej bramie poskutkowały stworzeniem samodzielnej fortecy, która mogła być z łatwością broniona na poszczególnych piętrach. Przetrwały zewnętrzne galerie (machikuły) z „morderczymi otworami”, przez które obrońcy mogli zrzucać kamienie lub wylewać wrzątek. Na zewnętrznej fasadzie znów znajdziemy trzy herby – 2 miejskie i jeden królewski.

Figury obrońców miasta. 

Monk Bar - widok z boku.

Monk Bar - widok od miasta.


Monk Bar - widok z zewnątrz.

Obrońcy miasta.

Herby.

herb królewski

herb Yorku

Widok wieży.
Lendal Tower - powstała w 13 w. Każdej nocy wyciągano z niej wielki żelazny łańcuch, który rozciągał się nad rzeką Ouse przyczepiony do Barker Tower stojącej na przeciwnym brzegu.

W 17 w. wieża stała się z obrońcy w dostawcę przekształcając się w wieżę wodną, z której rozprowadzano do miasta. Z czasem usprawniono mechanizm pompowania wody, montując tu silnik parowy o mocy 18 koni, który mógł za jednym razem podnieść 18 galonów wody, co dawało 10500 galonów na godzinę. Pracował on w wierzy w latach 1780 – 1836 po czym został przeniesiony do specjalnie dla niego wybudowanej maszynowni. Wodociągi miejskie odtąd używały wieży jako magazynu i biur aż do roku 2000. Dzisiaj jest w rękach prywatnych.   
Lendal Tower

Rzeka Ouse - dzisiaj uczęszczana głownie przez turystów.

Lenadal Tower.


Szkockie oświecenie, cz.2 - filozofowie.

We wczesnym okresie swojej kariery Hume poświęcił kwestii cudów rozdział w swoim dziele „Badania dotyczące ludzkiego rozumu”. Można by prz...