Dnia
8 stycznia 1697 r., gdzieś pomiędzy 14:00 a 16:00, osiemnastoletni
student, Thomas Aikenhead, został w Edynburgu stracony przez
powieszenie. Uznano, że jest winny bardzo poważnej zbrodni: wcześniejszego roku kilkakrotnie oświadczył swoim kolegom, że
doktryny chrześcijańskiej teologii to „rapsodie fatalnie
zmyślonych nonsensów”. Jego „koledzy” przyznali przed sądem,
że wielokrotnie słyszeli jak określał on o Chrystusa jako o
„oszusta”, odrzucał Trójcę Świętą, boską naturę Chrystusa
oraz zbawienie. Później Aikenhead wyrzekł się tych twierdzeń, tłumacząc,
że pozostawał pod wpływem ateistycznych traktatów, ale
nikt nie wziął go w obronę. Na szafocie wyznał, że doszedł do
wniosku, iż wszelkie prawa, regulacje moralne, są dziełem rządów
i ludzi. Kojarzy się to mocno z mającym się wkrótce pojawić
antychrześcijańskim nurtem francuskiego oświecenia, konkretnie z
pełnymi łagodnego sarkazmu pismami Woltera. Samo stwierdzenie, że
to ludzie stoją za sformułowaniem norm moralnych, stało się
później jednym z głównych haseł rewolucji amerykańskiej. Takie
odważne tezy antycypują też brytyjski liberalizm i nowoczesny
świat, w którym dziś żyjemy.
Egzekucja
Aikenheada miała - jak wyrzut sumienia - prześladować całe
stulecie, które nastąpiło później. Zaledwie 60 lat po tym
wydarzeniu edynburski kler usiłował ekskomunikować Davida Hume'a,
szkockiego filozofa i wolnomyśliciela. Hume – prawdopodobnie
najbardziej konsekwentny sceptyk w dziejach europejskiej filozofii,
uważał, że religia jest obrazem tego, jak działa ludzki umysł i
(doszedł do wniosku) jest raczej przejawem myślenia życzeniowego, niż obrazem tego, jak działa Wszechświat. Podobnie jak wielu innych
wykształconych Szkotów jego czasów, odwoływał się do nauk
Kopernika, Bacona, Galileusza, Keplera, Boyle'a i Newtona. Wierzył w
potęgę eksperymentu i nie znosił przesądów. W Edynburgu przez
niektórych był uwielbiany, przez innych znienawidzony. Wracając do
kwestii burzliwej rozprawy w jego sprawie - pomysł ekskomuniki upadł stosunkiem
głosów 50:17. George Anderson, główny prześladowca Hume'a, zmarł
kilka miesięcy później i możemy to wydarzenie uznać za
symboliczny kres ery dominacji kleru w Szkocji.
Imponująca bryła osadzonego na skale edynburskiego zamku. |
W
latach, które upłynęły pomiędzy tymi dwoma procesami, Edynburg
przekształcił się z państwa niemal teokratycznego w ośrodek
prawdziwie kosmopolityczny. Uznanie opinii publicznej zdobywały nie
tylko postacie pokroju Hume'a, Adama Smitha czy Jamesa Bosswella, ale
także wielu mniej dzisiaj pamiętanych. Za prawdziwą krynicę
uchodził Francis Hutcheson, prawdziwy ojciec szkockiego oświecenia,
który w latach 1729 – 1746 był głową katedry filozofii moralnej
na uniwersytecie w Glasgow. Był częstym gościem w Edynburgu, gdzie
nauczał Adama Smitha i zachęcał do twórczości młodego Hume'a.
Zawsze był podejrzliwy w stosunku do metafizyki i wszelkich
stwierdzeń nieopartych na obserwacji i doświadczeniu. Empiryzm oraz
metoda indukcyjna stały się najważniejszymi zasadami szkockiego
oświecenia. Przestrzeń, czas, masa, ruch, siła –okazało się, że te zjawiska
mogły zostać poznane za pomocą metod, które były bezużyteczne w
stosunku do takich metafizycznych doktryn jak „boski cel” czy
„przyczyna ostateczna”.
Intelektualne
zerwanie z przeszłością było drastyczne i zdawało się
nieodwracalne. W 1770 r. James Hutton, rolnik – eksperymentalista i
właściciel wytwórni amoniaku, zaczął dłubać w dziwnie
ukształtowanych warstwach geologicznych na Salisbury Crags –
nieregularnych formacjach skalnych w centrum Edynburga. Zauważył
coś niezwykłego – skamieniałe pozostałości po rybach. Doszedł
do wniosku, że aktywność wulkaniczna musiała podnieść tę masę
skalną z morskiego dna. W 1785 r. wygłosił wykład przed Edynburskim
Towarzystwem Królewskim, w którym wygłosił niezwykłe zdanie: „Z
punktu widzenia doświadczenia ludzkiego, ten świat nie ma ani
początku, ani końca”. Beznamiętnie odrzucając biblijne
opowieści o stworzeniu, opublikował książkę pt „Teoria Ziemi”,
która dała podwaliny nowoczesnej geologii. Krótko przed
rewelacjami Huttona, w 1769 r. James Watt przebudował silnik parowy.
Współcześni naukowcy upatrują w 18 – wiecznej Szkocji początków
tak wielu dziedzin jak psychologia, antropologia, nauki o ziemi czy
teorie społeczeństwa obywatelskiego i liberalnej edukacji.
Arthur's Seat - w centrum Edynburga wyrasta pozostałość po wygasłym wulkanie, który zainspirował Huttona do badań geologicznych. |
W ten
sposób Szkoci, obok Francuzów , stanęli w czołówce narodów
rozwijających myśl oświeceniową. Koniecznie trzeba jednak
podkreślić, że stanowili grupę wyjątkową i znacząco różnili
się od filozofów francuskich. W 1998 r. pojawiła się obszerna
praca pt. „Socjologia filozofii”. Jej autor, Randall Collins, przyjrzał się przełomowym momentom w historii filozofii i
strukturze oddziaływania, promieniowania myśli. Typowe okazały się
schematy w których wąska grupa myślicieli (3-4 osoby) zajmowała
pozycję centralną, kultywując jednocześnie związki z innymi
filozofami czy studentami, którzy jednak znajdowali się zdecydowanie na
uboczu. Tak np. krąg wokół Diderota i d'Alemberta charakteryzowała
błyskotliwa ekskluzywność, filozofów niemieckich (Fichte, bracia
Schelling, Hegel) nawet pewna surowość i bezwzględność, a wokół
egzystencjalistów w powojennym Paryżu powstała świadomie wywołana
atmosfera czaru i splendoru. Szkoci zaś, wprawdzie często nie zgadzali
się ze sobą, ale brakowało u nich tendencji do przesadnej
kłótliwości i moralnego dramatyzowania.
Hutcheson,
Hume, Smith, Adam Ferguson i Thomas Reid byli powszechnie znanymi
osobistościami, ale żadnego z nich nie otaczała atmosfera kultu
(jak np. w przypadku Hegla, Marksa, Emersona, Wittgensteina, Sartre'a
czy Foucault). Szkoci w zadziwiającym stopniu potrafili wzajemnie
wspierać swoje projekty i publikacje, o których debatowali w
klubach wypełnionych także amatorami (piszącymi wiersze lekarzami, czy prawnikami zainteresowanymi nauką) albo w zadymionych tawernach
Edynburga. Cała ta grupa była czymś w rodzaju nieco bardziej
erudycyjnego Dickensowskiego Klubu Pickwika.
Oświeceniowi Szkoci byli jednocześnie konserwatystami i radykałami. Cenili sobie
spokój, jaki niósł ład społeczny, jednocześnie ciążąc w
kierunku intelektualnej rewolucji, aby odkryć jak działa ludzki
umysł, czym jest moralność i jak funkcjonujemy w społeczeństwie.
Religijny ferwor 17 wieku (w tym egzekucja lekkomyślnego studenta)
budził w nich obrzydzenie. Nie wyobrażali sobie społeczeństwa bez
religii, ale dążyli do wyeliminowania Boga z pola badań naukowych,
życia politycznego i społecznego. Chcieli też „znaturalizować”
moralność poprzez wykazanie, że jej źródłem są inne zjawiska
niż „boskie objawienie” i strach przed wiecznym potępieniem.
Jednak
ta ich teoria moralności od samego początku musiała rywalizować z
inną wykładnią, przyjętą przez Thomasa Hobbesa. W opublikowanym
w 1651 r. dziele „Lewiatan” ten filozof w sposób mechanistyczny
przyglądał się ludzkiemu zachowaniu i doszedł do wniosku, że
człowiek to istota z natury amoralna, reagująca pozytywnie na
bodźce zaspokajające jego własne interesy i tylko dlatego
nazywająca je „dobrem”. Według Hobbesa tylko istnienie jakiegoś
centralnego, wszechmocnego autorytetu powstrzymuje ludzi przed
rzuceniem się sobie do gardeł. Książę de La Rochefoucauld w
swoich „Maksymach” w bardziej błyskotliwy i dowcipny sposób
również szedł tym tropem: według niego, gdy robimy coś dobrego
to jedynie po to, by połechtać własną próżność albo oczekując,
że beneficjent nam się odwdzięczy. Jednak Szkotów odrzucał ten
modny cynizm i byli zdecydowani dowieść, że cnota jest ugruntowaną
częścią ludzkiej natury.
Jak
jednak ten nowoczesny sposób myślenia mógł pojawić się w
miejscu zdawałoby się tak zacofanym, jak Edynburg przełomu 17 i 18
wieku? W 1700 r. nad panoramą miasta górowały liczne wieże
kościołów i oczywiście stary zamek, zwracała też uwagę wyjątkowo
szeroka i długa centralna ulica. Otoczona murami na wzgórzu, u
którego stóp znajdowało się jezioro, stolica Szkocji była
pięknym miastem, ale brudnym i biednym, dusznym, ciasnym i
śmierdzącym. W nocy mieszkańcy wyrzucali nieczystości na ulice, a
w dzień nad miastem unosiła się chmura smogu, przez co Edynburg
(nieco pieszczotliwie) nazywano „Starym Kopciuchem”. Codzienna
dieta była uboga i mogła prowadzić do alkoholizmu (ryba, polewka,
mleko, jarmuż i ogromne ilości warzonego w domu piwa). Dosłownie
wszyscy, nie wyłączając dzieci opijali się whiskey, tanim winem,
rumem i piwem. W połowie stulecia 600 karczm obsługiwało miasto
liczące 40 tys. ludzi. Brakowało budynków użyteczności
publicznej, więc większość posiedzeń w sprawach cywilno –
prawnych odbywała się w knajpach.
Jednocześnie
religijny fanatyzm nie pozwalał normalnie żyć obywatelom
Edynburga. Doszło do tego, że jeszcze w 1719 operowała w mieście
specjalna „policja religijna”, która w niedzielę wyłapywała
ludzi „bez celu” szwendających się po parkach, ulicach czy w
tawernach i siłą spędzała ich na niedzielne msze. Oporni
podlegali karze. W rzeczy samej, w początkach 17 wieku Edynburg
wyglądał i cuchnął niczym średniowieczne miasto.
A jednak działały drukarnie i uniwersytet. Szkoccy protestanci, pomimo
tego, że tak bardzo ingerowali w życie obywateli i zwalczali
wszelkie przejawy indywidualizmu, kładli nacisk na propagowanie
umiejętności czytania i pisania wśród wiernych. Doktryna
zakładała obowiązek czytania Biblii w języku narodowym. Każde
zgromadzenie wiernych miało własną szkołę, było wielu ludzi
świetnie wykształconych. Szkocja utrzymywała od dawna więzi z
uniwersytetami w Holandii i Francji, uczeni powracający z Leiden czy
z Sorbony byli na bieżąco z nurtami intelektualnymi, które właśnie
wykluwały się na kontynencie. Cambridge czy Oxford w owym czasie
nie mogły pochwalić się takimi koneksjami.
Związek
Szkocji i Anglii pełen był dwuznaczności, napięć i
nieporozumień, ale koniec końców dla Szkocji oznaczał znaczną
poprawę sytuacji ekonomicznej. Polityczna unia obu krajów z 1707 r.
dała Szkocji dostęp do światowych rynków zdominowanych przez
Imperium Brytyjskie. W połowie 18 wieku Edynburg wzbogacił się na
handlu zagranicznym. Port w Leith wypełniony był statkami, a
miejscowe spółki produkowały artykuły żelazne, cukier, szkło
czy liny. Rodząca się klasa kupców, fabrykantów, bankierów i
prawników oraz ich potrzeby wymusiły radykalną przebudowę. W
latach 50 -tych 18 wieku rozpoczęto budowę Nowego Miasta, z
eleganckimi domami, salami balowymi i symetrycznie wytyczonymi
placami.
Przykład domu nowoczesnego mieszczanina (Edynburg, II poł.XVIII w.) |
Edynburg, Nowe Miasto - balkon na fasadzie mieszczańskiego domu. |
Edynburg, Nowe Miasto - detal kraty otaczającej lico budynku. |
Edynburg, Nowe Miasto - elegancka, klasycyzująca sztukateria na fasadzie budynku. |
tekst niniejszego posta jest swobodnym tłumaczeniem artykułu Davida Denby'ego pt "Northern lights" , opublikowanego w "New Yorker", October 4, 2004.
Zdjęcia autora bloga.
Zdjęcia autora bloga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz