niedziela, 29 marca 2020

Szkockie oświecenie, cz.2 - filozofowie.


We wczesnym okresie swojej kariery Hume poświęcił kwestii cudów rozdział w swoim dziele „Badania dotyczące ludzkiego rozumu”. Można by przypuszczać, że cuda wymykają się kategorii rozumowania dowodowego i wobec tego nie mogą podlegać dyskusji. Hume jednak tak nie uważał. Zdefiniował cud jako „pogwałcenie praw natury”, a następnie przeprowadził postępowanie dowodowe, niczym prawnik. Ilu jest świadków i jaka jest ich wiarygodność? W jakiej odległości od miejsca zdarzenia znajdowali się świadkowie? Dla Hume'a nie jest kwestią dyskusji fakt; czy cud miał czy nie miał miejsca, ale w jakich warunkach szerzy się wiara weń. Przesuwa dyskusję ze sfery „boskiego objawienia” do sfery epistemologii (teorii poznania) i dochodzi do takiego kąśliwego wniosku: „Żadne świadectwo nie wystarczy do wykazania autentyczności cudu, jeśli nie jest ono tego rodzaju, że jego fałszywość byłaby większym cudem aniżeli fakt, który ma być na jego podstawie wykazany”.
Hume był pod wielkim wrażeniem odkryć, według których natura działa według praw, które są możliwe do udowodnienia za pomocą powtarzalnych eksperymentów. Obawiał się, że bezkrytyczna akceptacja biblijnych cudów zagrozi ludzkiej zdolności do odróżniania prawdy od fałszu. Być może jednak, skoro udało się oczyścić naukę z przesądów i spekulacji, to coś analogicznego uda się dokonać na polu filozofii moralności?

David Hume, portret autorstwa Allana Ramsaya, 1766.
Scottish National Gallery, Edinburgh. Copyright: public
domain

Dla Hume'a mądrość zaczyna się wraz ustaleniem granic tego co wiemy. Według niego odbieramy świat w formie wrażeń, impresji, a niektóre z nich po czasie stają się ideami. Ideami, które same w sobie mają moc impresji. Takie spójne impresje torują nam drogę przez świat, przez czas i przestrzeń. Hume wątpi jednak w potęgę rozumu. Uważa, że rzeczywistość kształtowana jest przez wydarzenia następujące po sobie w sekwencjach (kula bilardowa, uderzona przez inną kulę, porusza się naprzód), lecz rozum nie jest w stanie określić, że jedno wydarzenie z całą pewnością spowoduje drugie. Najlepsze co możemy zrobić, to stwierdzić, że nasze doświadczenie z obserwacji powtarzających się sekwencji pozwala nam wierzyć, że w przyszłości taka sekwencja ponownie zostanie powtórzona. Hume zafascynowany był świadomością, ale zawsze przede wszystkim kładł nacisk na znaczenie doświadczenia. Doświadczenie jest dla niego najważniejszym testem, celem samym w sobie.

Pomnik Davida Hume'a stanął w Edynburgu w 1995 r. przed
budynkiem Sądu Najwyższego. Jego autorem jest Alexander
Stoddart.

Hume urodził się w Edynburgu w 1711. Jego ojciec prawnik zmarł, gdy chłopiec był bardzo młody, matka zaś była córką wpływowego sędziego. Naturalnie przygotowywano chłopca do kariery prawniczej, ale w wieku 13 lat uległ fascynacji poezją i filozofią. Zaczął obsesyjnie czytać, a w wieku 18 lat zaczął doświadczać hipochondrii i przeszedł załamanie nerwowe, z którego zdołał się wyleczyć poprzez ćwiczenia fizyczne i pochłanianie olbrzymich ilości jedzenia (to mu zostało na całe życie – stał się bardzo gruby). Jako zaprzysięgły kawaler cenił sobie dobre towarzystwo, zwłaszcza podczas domowych obiadów, (które sam z umiejętnością przygotowywał) albo na spotkaniach w tzw. „Select Society” - grupie ok. 50 dyskutantów – erudytów z całego Edynburga. Nie odnotowano żadnych romansów w jego życiu, choć lubił towarzystwo eleganckich pań Edynburga czy Paryża, gdzie niewątpliwie odniósł towarzyski sukces. Jego przyjaciel, Adam Smith, urodzony nieco później, bo w 1723 r. również był aseksualnym kawalerem. Obaj panowie dzielili też inne podobieństwa – Smith również wychowywał się bez ojca, inspektora celnego, który zmarł jeszcze przed jego narodzeniem. Wyłączając niestrudzonego Boswella, który wszystkie swoje seksualne przygody pieczołowicie zapisywał w dzienniku, intelektualiści szkockiego oświecenia nie tyle byli oddani zmysłowości, co przyjemnościom i wygodom, które płynęły z codziennej domowej rutyny. Kontakty z przyjaciółmi oczywiście miały dla nich zasadnicze znaczenie.

Hume został przez rzeźbiarza przedstawiony jako
starożytny filozof. Studenci wierzą, że dotknięcie
dużego palca u stopy statuy przynosi szczęście.
Nieco to ironiczne, bo sam Hume nie znosił
przesądów :-)

Kluczowym problemem w stworzeniu nowej teorii moralności było zdefiniowanie określonych, powtarzalnych zjawisk, których doświadczała jednostka w kontakcie z światem. Trzeba było określić precyzyjnie społeczne sytuacje, w których te regularności miały miejsce, bo to w nich przejawiało się życie moralne. W połowie 18 wieku Szkoci zdali sobie sprawę z tego, że działania królów i królowych, czy słowa mędrców, mają drugorzędne znaczenie dla życia społecznego. Zasadnicze zjawiska to: nowoczesna produkcja, rynek i handel międzynarodowy.

Pomnik Adama Smitha w Edynburgu, również
autorstwa Aleksandra Stoddarta, odsłonięty w
2008 w rocznicę amerykańskiego święta niepodległości.
W tle katedra. Pomnik teoretyka kapitalizmu
stanął w miejscu dawnego rynku. 

W kolosalnym dziele „O bogactwie narodów” (1776) Adam Smith napisał: „Nikt nigdy nie widział, żeby jakiś pies angażował się z drugim psem w wymianę jednej kości na drugą ; nikt nigdy nie widział, żeby jedne zwierzę obwieszczało drugiemu zwierzęciu – czy to gestem, czy to rykiem – to jest moje, a to twoje, wymienię to na tamto”. Smith dostrzegł olbrzymią panoramę aktywności produkcyjno – handlowej, gdzie wszyscy byli z wszystkimi połączeni. Zauważył, że zwykła szyba, patelnia czy wełniany płaszcz mogą powstać jedynie dzięki wspólnej pracy i wymianie dosłownie tysięcy jednostek (szkunerów, żeglarzy, wytwórców żagli, wytwórców lin itd.) a także dzięki wkładowi takich instytucji jak farmy, kopalnie, młyny, huty czy kompanie handlowe. Smith uznał, że bogactwo narodu określa suma produktywnej aktywności wszystkich tych ludzi, a nie ilość złota zgromadzona w skarbcu państwowym czy całość produkcji rolnej chronionej taryfami celnymi. Analiza dokonana przez Smitha doprowadziła do zmiany w pojmowaniu mechanizmów rządzących rynkiem i docenienia roli jednostek w kształtowaniu gospodarki narodowej. Jej skutkiem stało się ukucie pojęcia „produktu krajowego brutto” i zaakceptowanie prawdy, że bogactwo narodu jest efektem pracy całej populacji.

Grobowiec Adama Smitha na cmentarzu Canongate Kirkyard w
Edynburgu. Zmarł w 1790 r.

Smith - kapitalista zapewne stwierdziłby, że świeżość goździka, który
 ktoś położył na jego grobie,  zawdzięczamy egoizmowi kwiaciarza.

Dla Smitha handel był spoiwem wszystkiego. „Oferowanie komuś szylinga, zdawałoby się czynność pospolita i bez znaczenia, w rzeczywistości jest przedstawieniem argumentu, który ma drugą stronę przekonać do wykonania określonej czynności (…) - i w ten sposób każdy z nas, przez całe życie, bezustannie uprawia sztukę oratorską”. Dla Smitha ludzie są w tym układzie racjonalnym czynnikiem, który cieszy się wolnością dysponowania swoją pracą i własnością, zaangażowanym w wymianę, kupno, handel i w konsumpcję. Ten racjonalizm pozwala człowiekowi na oszacowanie wartości swojego wkładu w określonej sytuacji, a następnie osiągnięcie celu poprzez odwołanie się do tych samych racjonalnych instynktów występujących u drugiej strony biorącej udział w transakcji. Smith pisze: „To nie wrodzonej dobroci rzeźnika, piwowara czy piekarza zawdzięczamy dobry obiad, ale temu, że potrafią oni dbać o własny interes”. To co Smith opisuje to kapitalizm. Okazuje się, że egoizm jednostki nieuchronnie prowadzi do wzrostu ogólnego dobrobytu. Mechanizm, który tego dokonuje, to rynek i konkurencja, nieustannie regulujący płace i ceny, podaż i popyt, pozwalający na rodzenie się fortun i doprowadzający do bankructw.

Symboliczna pamiątkowa cegiełka na dziedzińcu Canongate
Kirkyard, gdzie spoczywa Smith.
Miniaturowy portret A. Smitha na dziedzińcu Canongate
Kirkyard, gdzie znalazł miejsce spoczynku.

Zarówno Smith jak i Hume uważali, że prawa nowoczesnego rynku czynią człowieka bardziej racjonalnym, a nawet „bardziej uprzejmym”, ale żaden z nich nie posunął się do stwierdzenia, że stosunki handlowe są źródłem wszystkich potrzebnych do życia wartości. Ich mentor, Francis Hutcheson zasugerował w 1725 r., że tak jak ludzie instynktownie czerpią przyjemność z piękna, tak samo spontanicznie są szczęśliwi gdy angażują się w dobre uczynki (lub gdy chociażby je obserwują). Według niego dobro sprawia nam przyjemność na tej samej zasadzie, jak czyni to piękno greckiej rzeźby. Odraza na widok brzydoty odpowiada więc odrazie odczuwanej wobec okrucieństwa. Te wszystkie reakcje składały się razem na naturalne poczucie moralności. Hutcheson opracował nawet dziwną skalę, gdzie przeróżnym czynom odpowiadała punktacja, zależnie od tego, jak wiele miały nam przynosić przyjemności. Dla Hutchesona zmysł moralny jest właśnie kolejnym zmysłem – jak węch, smak, czy wzrok. Hume rozwija tę myśl – dla niego rozum nie ma nic wspólnego z moralnością, która opiera się na uczuciach i sentymentach: widzimy Nerona palącego Rzym lub złodzieja okradającego sąsiada i czujemy odrazę.

Ale skąd się wzięły te odczucia? Okazuje się, że w ludzkiej naturze można znaleźć kilka pozytywnych, uniwersalnych cech, a ich źródeł możemy szukać w rodzicielskiej miłości doświadczonej w dzieciństwie.
W „Traktacie o Naturze Ludzkiej” (1740) Hume wykłada genealogię moralności. Według niego w rodzinach społeczeństw pierwotnych ludzie w sposób naturalny odnosili się do siebie w sposób pełen wzajemnego szacunku i życzliwości, więc nie było potrzeby ustalania odgórnych reguł. Ale gdy rodziny zaczęły łączyć się w większe grupy, w plemiona i narody (dla wygody, bezpieczeństwa, wsparcia) kwestie własności zaczęły odgrywać coraz większe znaczenie i formalna „sprawiedliwość” stała się koniecznością. W miarę jak społeczności się rozrastały, naturalny egoizm nie zniknął, ale ewoluował w bardziej oświeconym kierunku – człowiek zrozumiał, że co jest dobre dla dla grupy, jest także dobre dla jednostki. To właśnie nazywamy moralnością. W słowniku Hume'a uniwersalne cechy jak: życzliwość, empatia, miłość w stosunku do swoich dzieci są naturalnie wrodzone, natomiast przymioty takie jak: odwaga, uczciwość, sprawiedliwość, lojalność są stworzone w sposób „sztuczny”, bo wynikają z konieczności koegzystencji ludzi w społeczeństwie. Wszystkie społeczeństwa cenią sobie powyższe zalety, a odrzucają tchórzostwo, kłamliwość, zdradę, podłość. Złe uczynki oburzają nas, nawet gdy nie dotykają nas osobiście. Ludzka natura istnieje, a moralne kodyfikacje zostały stworzone po to, by nauczyć życia razem ludzi, których indywidualne egoizmy są zarzewiem konfliktów. W nowoczesnym społeczeństwie demokratycznym, którego spoiwem są handel oraz własność, takie zdroworozsądkowe wyjaśnienie oferuje minimalną, ale niezbędną do życia wiarę w wartości. Hume i pozostali szkoccy filozofowie przewidzieli tym samym ład społeczny, w którym większość ludzi wprawdzie cały czas wyznaje jakąś religię (albo przynajmniej przyznaje się do niej), ale w coraz mniejszym stopniu polega na Bogu, jako głównym kierunkowskazie w codziennym życiu. W większym stopniu polega zaś na wierze w skuteczne funkcjonowanie systemu prawa, służby cywilnej, szkół i uniwersytetów, biznesu i handlu. Max Weber określiłby taki stan „racjonalnością instrumentalną”, w którym rzeczywistość zarządzana jest w sposób bezosobowy, ale dla korzyści każdego z nas z osobna. Z pewnością brak tu miejsca dla uduchowionej pasji, ale zapewniona jest przestrzeń dla zrealizowania wielu naszych pragnień, indywidualnego rozwoju i wolności. Kapitalizm i społeczeństwo liberalne nie należą do konstrukcji, gdzie istnieje szczególne zapotrzebowanie na heroizm. Tylko wówczas, gdy nadchodzi zagrożenie ze strony fanatyzmu, ludzie muszą walczyć by zachować to, co przez tak długi czas brali za rzecz oczywistą.

Gdy pewnego dnia w 1769 r. Hume (wówczas już monstrualnie gruby) wracał do swojego domu na Nowym Mieście, wpadł do bagna i bezskutecznie wzywał pomocy, aż w końcu pojawiła się staruszka – żona rybaka. Zgodziła się pomóc „Hume'owi – ateiście”, ale dopiero po tym, jak zmusiła go do wyrecytowania „Ojcze nasz”. Pod koniec 18 wieku energia szkockiego oświecenia zaczęła się wyczerpywać. Tolerancyjny klimat Edynburga został zepsuty przez antykatolickie rozruchy w 1799 r. Gdy we Francji wybuchła rewolucja 1789 r., kręgi intelektualne Edynburga zareagowały panicznie i reakcyjnie, z obawy, że zostanie im przypisana część winy za powstały ferment, który teraz brutalnie burzył feudalny porządek świata. Miasto pozostało centrum międzynarodowego handlu, ale od tej pory rozwój myśli politycznej, filozoficznej i społecznej dokonywał się gdzie indziej, np. w Ameryce. Jefferson, Madison, Hamilton – oni wszyscy podziwiali i kontynuowali dzieło szkockich myślicieli.
W 1776 r., kilka tygodni po podpisaniu „Deklaracji Niepodległości Stanów Zjednoczonych Ameryki”, Hume w wieku 65 lat spoczywał na łożu śmierci. Wszyscy przyjaciele, którzy zgromadzili się wokół niego opisali jego spokój. Hume nie wierzył w życie pozagrobowe i przyjął nadciągający kres bez paniki. Żartował z Boswellem, że gdyby nieśmiertelność istniała, musiałaby być uniwersalna, dopuszczając do zbawienia zarówno niemowlęta o niewykształconym jeszcze rozumie jak i starych, zdegenerowanych pijaków.

Hume i pozostali szkoccy wolnomyśliciele chcieli społeczeństwa, które nie będzie manipulowane i sterowane przez strach i przesądy narzucone przez odgórny autorytet, będzie kwitnące, postępowe, zasobne i tolerancyjne. Ideały, którymi żyli, oraz instytucje które z nich się zrodziły istnieją do dziś, i są w naszych rękach - potężne i kruche zarazem.

Niniejszy post jest swobodnym tłumaczeniem artykułu "Northern Lights" Davida Denby'ego opublikowanego w "New Yorker", October 2004. 

Zdjęcia autora bloga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szkockie oświecenie, cz.2 - filozofowie.

We wczesnym okresie swojej kariery Hume poświęcił kwestii cudów rozdział w swoim dziele „Badania dotyczące ludzkiego rozumu”. Można by prz...