We
wczesnym okresie swojej kariery Hume poświęcił kwestii cudów
rozdział w swoim dziele „Badania dotyczące ludzkiego rozumu”.
Można by przypuszczać, że cuda wymykają się kategorii
rozumowania dowodowego i wobec tego nie mogą podlegać dyskusji.
Hume jednak tak nie uważał. Zdefiniował cud jako „pogwałcenie
praw natury”, a następnie przeprowadził postępowanie dowodowe,
niczym prawnik. Ilu jest świadków i jaka jest ich wiarygodność? W
jakiej odległości od miejsca zdarzenia znajdowali się świadkowie?
Dla Hume'a nie jest kwestią dyskusji fakt; czy cud miał czy nie
miał miejsca, ale w jakich warunkach szerzy się wiara weń.
Przesuwa dyskusję ze sfery „boskiego objawienia” do sfery
epistemologii (teorii poznania) i dochodzi do takiego kąśliwego
wniosku: „Żadne świadectwo nie wystarczy do wykazania
autentyczności cudu, jeśli nie jest ono tego rodzaju, że jego
fałszywość byłaby większym cudem aniżeli fakt, który ma być
na jego podstawie wykazany”.
Hume
był pod wielkim wrażeniem odkryć, według których natura działa
według praw, które są możliwe do udowodnienia za pomocą
powtarzalnych eksperymentów. Obawiał się, że bezkrytyczna
akceptacja biblijnych cudów zagrozi ludzkiej zdolności do
odróżniania prawdy od fałszu. Być może jednak, skoro udało się
oczyścić naukę z przesądów i spekulacji, to coś analogicznego
uda się dokonać na polu filozofii moralności?
David Hume, portret autorstwa Allana Ramsaya, 1766. Scottish National Gallery, Edinburgh. Copyright: public domain. |
Dla
Hume'a mądrość zaczyna się wraz ustaleniem granic tego co wiemy.
Według niego odbieramy świat w formie wrażeń, impresji, a
niektóre z nich po czasie stają się ideami. Ideami, które same w
sobie mają moc impresji. Takie spójne impresje torują nam drogę
przez świat, przez czas i przestrzeń. Hume wątpi jednak w potęgę
rozumu. Uważa, że rzeczywistość kształtowana jest przez
wydarzenia następujące po sobie w sekwencjach (kula bilardowa,
uderzona przez inną kulę, porusza się naprzód), lecz rozum nie
jest w stanie określić, że jedno wydarzenie z całą pewnością
spowoduje drugie. Najlepsze co możemy zrobić, to stwierdzić, że
nasze doświadczenie z obserwacji powtarzających się sekwencji
pozwala nam wierzyć, że w przyszłości taka sekwencja ponownie
zostanie powtórzona. Hume zafascynowany był świadomością, ale
zawsze przede wszystkim kładł nacisk na znaczenie doświadczenia.
Doświadczenie jest dla niego najważniejszym testem, celem samym w
sobie.
Pomnik Davida Hume'a stanął w Edynburgu w 1995 r. przed budynkiem Sądu Najwyższego. Jego autorem jest Alexander Stoddart. |
Hume
urodził się w Edynburgu w 1711. Jego ojciec prawnik zmarł, gdy
chłopiec był bardzo młody, matka zaś była córką wpływowego
sędziego. Naturalnie przygotowywano chłopca do kariery prawniczej,
ale w wieku 13 lat uległ fascynacji poezją i filozofią. Zaczął
obsesyjnie czytać, a w wieku 18 lat zaczął doświadczać
hipochondrii i przeszedł załamanie nerwowe, z którego zdołał się
wyleczyć poprzez ćwiczenia fizyczne i pochłanianie olbrzymich
ilości jedzenia (to mu zostało na całe życie – stał się
bardzo gruby). Jako zaprzysięgły kawaler cenił sobie dobre
towarzystwo, zwłaszcza podczas domowych obiadów, (które sam z
umiejętnością przygotowywał) albo na spotkaniach w tzw. „Select
Society” - grupie ok. 50 dyskutantów – erudytów z całego
Edynburga. Nie odnotowano żadnych romansów w jego życiu, choć
lubił towarzystwo eleganckich pań Edynburga czy Paryża, gdzie
niewątpliwie odniósł towarzyski sukces. Jego przyjaciel, Adam
Smith, urodzony nieco później, bo w 1723 r. również był
aseksualnym kawalerem. Obaj panowie dzielili też inne podobieństwa
– Smith również wychowywał się bez ojca, inspektora celnego,
który zmarł jeszcze przed jego narodzeniem. Wyłączając
niestrudzonego Boswella, który wszystkie swoje seksualne przygody
pieczołowicie zapisywał w dzienniku, intelektualiści szkockiego
oświecenia nie tyle byli oddani zmysłowości, co przyjemnościom i
wygodom, które płynęły z codziennej domowej rutyny. Kontakty z
przyjaciółmi oczywiście miały dla nich zasadnicze znaczenie.
Kluczowym
problemem w stworzeniu nowej teorii moralności było zdefiniowanie
określonych, powtarzalnych zjawisk, których doświadczała
jednostka w kontakcie z światem. Trzeba było określić precyzyjnie
społeczne sytuacje, w których te regularności miały miejsce, bo
to w nich przejawiało się życie moralne. W połowie 18 wieku
Szkoci zdali sobie sprawę z tego, że działania królów i
królowych, czy słowa mędrców, mają drugorzędne znaczenie dla
życia społecznego. Zasadnicze zjawiska to: nowoczesna produkcja,
rynek i handel międzynarodowy.
W
kolosalnym dziele „O bogactwie narodów” (1776) Adam Smith
napisał: „Nikt nigdy nie widział, żeby jakiś pies angażował
się z drugim psem w wymianę jednej kości na drugą ; nikt nigdy
nie widział, żeby jedne zwierzę obwieszczało drugiemu zwierzęciu
– czy to gestem, czy to rykiem – to jest moje, a to twoje,
wymienię to na tamto”. Smith dostrzegł olbrzymią panoramę
aktywności produkcyjno – handlowej, gdzie wszyscy byli z
wszystkimi połączeni. Zauważył, że zwykła szyba, patelnia czy
wełniany płaszcz mogą powstać jedynie dzięki wspólnej pracy i
wymianie dosłownie tysięcy jednostek (szkunerów, żeglarzy,
wytwórców żagli, wytwórców lin itd.) a także dzięki wkładowi
takich instytucji jak farmy, kopalnie, młyny, huty czy kompanie
handlowe. Smith uznał, że bogactwo narodu określa suma
produktywnej aktywności wszystkich tych ludzi, a nie ilość złota
zgromadzona w skarbcu państwowym czy całość produkcji rolnej
chronionej taryfami celnymi. Analiza dokonana przez Smitha doprowadziła do
zmiany w pojmowaniu mechanizmów rządzących rynkiem i docenienia
roli jednostek w kształtowaniu gospodarki narodowej. Jej skutkiem stało się ukucie pojęcia „produktu krajowego brutto” i zaakceptowanie prawdy, że bogactwo narodu jest efektem pracy całej populacji.
Grobowiec Adama Smitha na cmentarzu Canongate Kirkyard w Edynburgu. Zmarł w 1790 r. |
Smith - kapitalista zapewne stwierdziłby, że świeżość goździka, który ktoś położył na jego grobie, zawdzięczamy egoizmowi kwiaciarza. |
Dla
Smitha handel był spoiwem wszystkiego. „Oferowanie komuś
szylinga, zdawałoby się czynność pospolita i bez znaczenia, w
rzeczywistości jest przedstawieniem argumentu, który ma drugą
stronę przekonać do wykonania określonej czynności (…) - i w ten
sposób każdy z nas, przez całe życie, bezustannie uprawia sztukę
oratorską”. Dla Smitha ludzie są w tym układzie racjonalnym
czynnikiem, który cieszy się wolnością dysponowania swoją pracą i własnością, zaangażowanym w wymianę, kupno, handel i w konsumpcję.
Ten racjonalizm pozwala człowiekowi na oszacowanie wartości swojego
wkładu w określonej sytuacji, a następnie osiągnięcie celu
poprzez odwołanie się do tych samych racjonalnych instynktów
występujących u drugiej strony biorącej udział w transakcji. Smith pisze: „To nie wrodzonej
dobroci rzeźnika, piwowara czy piekarza zawdzięczamy dobry obiad,
ale temu, że potrafią oni dbać o własny interes”. To co Smith
opisuje to kapitalizm. Okazuje się, że egoizm jednostki
nieuchronnie prowadzi do wzrostu ogólnego dobrobytu. Mechanizm,
który tego dokonuje, to rynek i konkurencja, nieustannie regulujący
płace i ceny, podaż i popyt, pozwalający na rodzenie się fortun i
doprowadzający do bankructw.
Symboliczna pamiątkowa cegiełka na dziedzińcu Canongate Kirkyard, gdzie spoczywa Smith. |
Miniaturowy portret A. Smitha na dziedzińcu Canongate Kirkyard, gdzie znalazł miejsce spoczynku. |
Zarówno
Smith jak i Hume uważali, że prawa nowoczesnego rynku czynią
człowieka bardziej racjonalnym, a nawet „bardziej uprzejmym”,
ale żaden z nich nie posunął się do stwierdzenia, że stosunki
handlowe są źródłem wszystkich potrzebnych do życia wartości.
Ich mentor, Francis Hutcheson zasugerował w 1725 r., że tak jak
ludzie instynktownie czerpią przyjemność z piękna, tak samo
spontanicznie są szczęśliwi gdy angażują się w dobre uczynki
(lub gdy chociażby je obserwują). Według niego dobro sprawia nam
przyjemność na tej samej zasadzie, jak czyni to piękno greckiej
rzeźby. Odraza na widok brzydoty odpowiada więc odrazie odczuwanej
wobec okrucieństwa. Te wszystkie reakcje składały się razem na
naturalne poczucie moralności. Hutcheson opracował nawet dziwną
skalę, gdzie przeróżnym czynom odpowiadała punktacja, zależnie
od tego, jak wiele miały nam przynosić przyjemności. Dla Hutchesona
zmysł moralny jest właśnie kolejnym zmysłem – jak węch, smak,
czy wzrok. Hume rozwija tę myśl – dla niego rozum nie ma nic
wspólnego z moralnością, która opiera się na uczuciach i
sentymentach: widzimy Nerona palącego Rzym lub złodzieja
okradającego sąsiada i czujemy odrazę.
Ale
skąd się wzięły te odczucia? Okazuje się, że w ludzkiej naturze
można znaleźć kilka pozytywnych, uniwersalnych cech, a ich źródeł
możemy szukać w rodzicielskiej miłości doświadczonej w
dzieciństwie.
W
„Traktacie o Naturze Ludzkiej” (1740) Hume wykłada genealogię
moralności. Według niego w rodzinach społeczeństw pierwotnych
ludzie w sposób naturalny odnosili się do siebie w sposób pełen
wzajemnego szacunku i życzliwości, więc nie było potrzeby
ustalania odgórnych reguł. Ale gdy rodziny zaczęły łączyć się
w większe grupy, w plemiona i narody (dla wygody, bezpieczeństwa,
wsparcia) kwestie własności zaczęły odgrywać coraz większe
znaczenie i formalna „sprawiedliwość” stała się koniecznością.
W miarę jak społeczności się rozrastały, naturalny egoizm nie
zniknął, ale ewoluował w bardziej oświeconym kierunku –
człowiek zrozumiał, że co jest dobre dla dla grupy, jest także
dobre dla jednostki. To właśnie nazywamy moralnością. W słowniku
Hume'a uniwersalne cechy jak: życzliwość, empatia, miłość w
stosunku do swoich dzieci są naturalnie wrodzone, natomiast przymioty takie jak: odwaga, uczciwość, sprawiedliwość, lojalność są
stworzone w sposób „sztuczny”, bo wynikają z konieczności
koegzystencji ludzi w społeczeństwie. Wszystkie społeczeństwa
cenią sobie powyższe zalety, a odrzucają tchórzostwo, kłamliwość,
zdradę, podłość. Złe uczynki oburzają nas, nawet gdy nie
dotykają nas osobiście. Ludzka natura istnieje, a moralne
kodyfikacje zostały stworzone po to, by nauczyć życia razem ludzi,
których indywidualne egoizmy są zarzewiem konfliktów. W
nowoczesnym społeczeństwie demokratycznym, którego spoiwem są
handel oraz własność, takie zdroworozsądkowe wyjaśnienie oferuje
minimalną, ale niezbędną do życia wiarę w wartości. Hume i
pozostali szkoccy filozofowie przewidzieli tym samym ład społeczny,
w którym większość ludzi wprawdzie cały czas wyznaje jakąś
religię (albo przynajmniej przyznaje się do niej), ale w coraz
mniejszym stopniu polega na Bogu, jako głównym kierunkowskazie w
codziennym życiu. W większym stopniu polega zaś na wierze w
skuteczne funkcjonowanie systemu prawa, służby cywilnej, szkół i
uniwersytetów, biznesu i handlu. Max Weber określiłby taki stan
„racjonalnością instrumentalną”, w którym rzeczywistość
zarządzana jest w sposób bezosobowy, ale dla korzyści każdego z
nas z osobna. Z pewnością brak tu miejsca dla uduchowionej pasji,
ale zapewniona jest przestrzeń dla zrealizowania wielu naszych
pragnień, indywidualnego rozwoju i wolności. Kapitalizm i
społeczeństwo liberalne nie należą do konstrukcji, gdzie istnieje
szczególne zapotrzebowanie na heroizm. Tylko wówczas, gdy nadchodzi
zagrożenie ze strony fanatyzmu, ludzie muszą walczyć by zachować
to, co przez tak długi czas brali za rzecz oczywistą.
Gdy
pewnego dnia w 1769 r. Hume (wówczas już monstrualnie gruby) wracał
do swojego domu na Nowym Mieście, wpadł do bagna i bezskutecznie
wzywał pomocy, aż w końcu pojawiła się staruszka – żona
rybaka. Zgodziła się pomóc „Hume'owi – ateiście”, ale
dopiero po tym, jak zmusiła go do wyrecytowania „Ojcze nasz”.
Pod koniec 18 wieku energia szkockiego oświecenia zaczęła się
wyczerpywać. Tolerancyjny klimat Edynburga został zepsuty przez
antykatolickie rozruchy w 1799 r. Gdy we Francji wybuchła rewolucja
1789 r., kręgi intelektualne Edynburga zareagowały panicznie i
reakcyjnie, z obawy, że zostanie im przypisana część winy za
powstały ferment, który teraz brutalnie burzył feudalny porządek
świata. Miasto pozostało centrum międzynarodowego handlu, ale od
tej pory rozwój myśli politycznej, filozoficznej i społecznej
dokonywał się gdzie indziej, np. w Ameryce. Jefferson, Madison,
Hamilton – oni wszyscy podziwiali i kontynuowali dzieło szkockich
myślicieli.
W
1776 r., kilka tygodni po podpisaniu „Deklaracji Niepodległości
Stanów Zjednoczonych Ameryki”, Hume w wieku 65 lat spoczywał na
łożu śmierci. Wszyscy przyjaciele, którzy zgromadzili się wokół
niego opisali jego spokój. Hume nie wierzył w życie pozagrobowe i
przyjął nadciągający kres bez paniki. Żartował z Boswellem, że
gdyby nieśmiertelność istniała, musiałaby być uniwersalna,
dopuszczając do zbawienia zarówno niemowlęta o niewykształconym
jeszcze rozumie jak i starych, zdegenerowanych pijaków.
Hume
i pozostali szkoccy wolnomyśliciele chcieli społeczeństwa, które
nie będzie manipulowane i sterowane przez strach i przesądy
narzucone przez odgórny autorytet, będzie kwitnące, postępowe,
zasobne i tolerancyjne. Ideały, którymi żyli, oraz instytucje
które z nich się zrodziły istnieją do dziś, i są w naszych
rękach - potężne i kruche zarazem.
Niniejszy post jest swobodnym tłumaczeniem artykułu "Northern Lights" Davida Denby'ego opublikowanego w "New Yorker", October 2004.
Zdjęcia autora bloga.